sobota, 4 października 2014

Epilog

Piosenka 📢
,,Nigdy nie wiesz kiedy przyjdzie miłość.Nic na siłę,nie wolno o niej za dużo myśleć bo właśnie wtedy nie przychodzi.
Ale w końcu przyjdzie.I będzie jasne ,że warto było czekać.''

,,My one heart hurt another
So only life can't be enough
Can you give me just another
For that one who got away''

    Siedział na ławce przed szkołą. Na sobie miał garnitur ,a w ręku dzierżył aparat. Jego rodzice za chwilę mieli dojechać ,ale póki co siedział tu sam, w towarzystwie innych rodziców.
Tak. To był ten dzień. Dzisiaj jego córka oficjalnie kończy naukę w High School. Nie mógł się doczekać ,kiedy ta piękna już kobieta podejdzie do niego w czerwonej todze i wręczy swój dyplom przepasany czerwoną kokardką.
Dokładnie pamiętał ,gdy to on był na miejscu swojej córki. Tylko jemu ciężko było przejść przez High School ,ze względu na siatkówkę. Ale zawsze miał przy sobie rodzinę. Zarówno siostry jak i brat zawsze starali się mu pomagać.
Katherine miała wygłosić przemówienie dotyczące przemijania ,życia ,śmierci i rodziny. Była jedną z najlepszych a za razem lubianych uczennic. Była cheerleaderką ,grała w siatkówkę ,zdała międzynarodową maturę. Tylko po to ,żeby studiować w Warszawie. Chciała poznać ojczyznę swojej mamy.
  Wszyscy usiedli na swoich miejscach. Cała uroczystość odbywała się na dużym boisku szkolnym na zewnątrz. Pogoda była idealna.
Przed rozstawioną sceną stały krzesełka dla uczniów ,a za nimi dla rodziców i rodziny. Każdy musiał zadeklarować ilość członków rodziny ,którzy będą na uroczystości.
   Dyplomy zostały rozdane ,a na scenę została poproszona Kate.
-To moje pierwsze tak ważne przemówienie-zaczęła-Nie ukrywam ,że nie potrafię ich wygłaszać.Dzisiaj wszyscy kończymy liceum ,co jest niebywałym osiągnięciem. Dla wielu z nas to początek wielkiej kariery. Jedni założą rodzinę ,inni będą siedzieć w studiu nagraniowym czy odwiedzać pacjentów po salach. Ale moim tematem jest coś innego. Wszyscy zauważyli ,jak te trzy lata szybko minęły. Nie zdążyliśmy nawet pomyśleć o kierunku studiów ,a już jesteśmy tu i czekamy aż ja skończę gadać. A dopiero co siedzieliśmy w klasie podczas pierwszego dnia nauki i baliśmy się starszych roczników. A teraz to my jesteśmy tymi najstarszymi i to my odchodzimy. Życie mija szybko i nikt nie wie co go czeka jutro. Dzisiaj ktoś jest samotny ,a jutro może być kimś ,kto znalazł swoją miłość. Dzisiaj może być najgorszy dzień naszego życia ,a jutro najszczęśliwszy. W życiu spotykają nas rzeczy dobre i złe. Śmierć nie ominie nikogo ,więc nie można marnować życia na nieistotne rzeczy. Moja mama zmarła ,gdy miałam niecały rok. Zmarła dlatego ,że chciała ratować moje życie. Zrezygnowała z operacji serca tylko dlatego ,że była w ciąży. Ceniła moje życie ponad swoje i była gotowa umrzeć ,tylko po to żebym ja żyła i była dzisiaj tu gdzie jestem. Jej operacja doszła do skutku ,ale jej organizm był już tak wyniszczony ,że zmarła rok po operacji ,gdzie prawie cały czas przebywała w szpitalu. Wiele osób zostało wychowanych przez jednego rodzica. I nie ważne,czy to matka czy ojciec. Każdy uczy nas tego samego. Żeby być sobą bezwzględnie na wszystko. Żeby nie krzywdzić innych i zawsze pomagać. I tak ,jak dziś tutaj stoję ,dziękuję. Dziękuję Wam wszystkim. Przyjaciołom ,nauczycielom ,rodzinie ,Tobie Michael. Ale przede wszystkim dziękuję Tacie. Najlepszemu siatkarzowi na świecie. Kocham Cię-powiedziała i ze łzami w oczach zeszła ze sceny i powędrowała przytulić swojego ojca. Dookoła rozeszły się brawa-Włosy Ci posiwiały-zaśmiała się przez łzy do ojca.
  Była jak jej matka. Była jej idealnym odwzorowaniem. Te same oczy ,nos ,usta a nawet najmniejsza rysa jej twarzy. I przez to miałem problemy. Musiałem odpędzać od niej wszystkich facetów! Kochałam ją ponad wszystko. Mimo ,że zawsze przypominała mi o Majce ,kochałem ją jeszcze bardziej każdego dnia. A w każdą wigilię chodziliśmy pod obojętnie jaki kościół o tej samej godzinie co wtedy. 
 Po całej Ceremonii ,po ostatniej imprezie jako jeszcze licealiści ,po prostu wsiadła w samolot i poleciała pierwszym lotem do Warszawy razem z Michaelem. Z lotniska odebrać miał ich Damian. To on pomógł jej znaleźć mieszkanie. Niestety Michael musi wrócić do Ameryki ,dostał się na Harvard. Ona też ,ale nie chciała tam studiować. Chciała być w Polsce ,w Warszawie. Mieszkała w Polsce ,ale tylko do czasu. I nic nie pamięta z tego okresu ,przecież była maleńkim dzieckiem.
   Od jej wyjechania minął teraz rok. Ze swoim byłym już chłopakiem ma dobry kontakt. A i nie posłuchała rad ojca. On zawsze powtarzał ,żeby nie wiązała się z żadnym siatkarzem. Ale ona poznała Arkadiusza i nie mogła nic ojcu obiecać.
Co tydzień chodziła na cmentarz. Ciężko było jej patrzeć na grób ,na którym widniało zdjęcie jej mamy.
*Kilka lat później*
   Matthew był już mężczyzną w podeszłym wieku ,który mimo wszystko zmęczony był życiem bez Majki. Wiedział ,że ma Kate ,ale ona była w Warszawie.
Był dokładnie 24 sierpnia. Dwa dni później była rocznica śmierci Majki ,więc postanowił polecieć do Warszawy. W samolocie widział scenę z przeszłości. Lecieli wtedy do Monachium ,ona oparta była o jego ramię i prawie cały lot przespała. Na lotnisku w Warszawie ,gdy przechodził obok siedzeń w poczekalni pamiętał jak siedział z nią i czekał na lot na konsultację ,wszędzie ją widział.
Gdy był już na miejscu ,razem z Damianem pojechali do jego domu. W Warszawie wszystko się zmieniło. Było o wiele więcej budynków ,inny styl. I nie było jej.
Po wejściu do jej pokoju ,mimo tylu lat po prostu się rozpłakał. Był tu jeszcze jej zapach. Jej perfum ,które tak uwielbiała. Pamiętał dokładnie tą noc ,kiedy zachorowała i leżał obok niej wsłuchując się w każdy jej oddech i czując jej rozpalone ciało.
  Spał u córki ,która pracowała w jednej z największych na świecie instytucji z oddziałem w Warszawie. Związała się z synem Mariusza ,którego ostatnio widział na ślubie ich dzieci pod Warszawą. Tak bardzo brakowało mu tych lat ,kiedy wszyscy byli młodzi i spotykali się w klubach czy innych rzeczach. Po śmierci Majki właśnie tam spędzał większość swojego czasu ,lecz zdał sobie sprawę jaki ma skarb-Kate.
26 zgodnie z planem udał się na cmentarz. Uklęknął przed grobem i ustawił na nim białą różę. Uwielbiała je.
-Majka. Brakuje mi Ciebie-usiadł naprzeciwko.-Gdybym mógł Cię teraz zobaczyć...Gdybym mógł cofnąć czas i coś zrobić,żebyś tylko teraz żyła-w jego oczach po raz kolejny pojawił się łzy-Nie mogę bez Ciebie żyć-przetarł oczy-Nauczyłem się Polskiego-zaśmiał się-Niedługo się zobaczymy ,czuję to-dokończył i jeszcze kilka minut posiedział na cmentarzu.
  Wyszedł z niego i kierował się do mieszkania córki. Postanowił zaczerpnąć trochę świeżego powietrza i nie wracać autobusem. W pewnym momencie usłyszał krzyk, odwrócił się i ujrzał jadący prosto na niego samochód.
Widział podjeżdżającą karetkę ,ludzi chodzących dookoła niego ,jego zapłakaną córkę. Ale nic nie słyszał. Nic.
W karetce zamknął oczy. Po ich otworzeniu nie był już w niej.
  Był w parku. Dookoła chodzili ludzie i nie zwracali na niego uwagi. Spojrzał na swoje dłonie ,które nie były już pomarszczone. W kałuży ujrzał swoje odbicie. Nie był już tym staruszkiem z Buffalo. Był znowu tym samym siatkarzem na szczycie kariery. Tym samym Andersonem.
  Spojrzał przed siebie. To co zobaczył ,było nie do opisania. Zobaczył ją.
Stała przed nim. Tak samo piękna ,tak samo blada ,ale całkowicie inna. Uśmiechnięta ,szczęśliwa Majka. Wyciągnęła ku niemu rękę.
Złapał ją i razem udali się do krainy wiecznego szczęścia.

____________
Tak mi smutno ,tak mi źle. Ale to od samego początku miało tak się skończyć.
Sama chciałam coś zmienić ,ale nie mogłam. No kurde! Nie chcę tego kończyć.
Myślałam nad II częścią zamiast II części ,,I believe in You''.
Ale nie wiem...

sobota, 27 września 2014

08.I've finally found you

  W końcu byłem tego pewny ,do cholery jasnej. Kocham ją jak nikogo innego na świecie. Nie mogę patrzeć na to cierpienie ,które ukrywa. Wizyta w USA miała na celu odciągnięcie jej od rzeczywistości. Po części mi się to chyba udało...Ale musieliśmy wrócić do rzeczywistości ,do Monachium. Minęły prawie dwa miesiące. Jest już listopad ,a przeszczepu jak nie było tak nie ma. Zaraz zdejmą mi gips ,wrócę do treningów. Nie chcę jej zostawiać.    Siedziała na fotelu w wynajmowanym mieszkaniu niedaleko szpitala i patrzyła przez okno. W ręku trzymała kubek z gorącą herbatą i co chwila poprawiała rękawy od swetra ,bo było jej zimno i chciała ogrzać swoje dłonie i nadgarstki jak tylko mogła. Zauważyła coś nowego w swoim życiu.
Padał śnieg.
Pierwszy śnieg. Tak wyczekiwany przez każdego. Ale to nie tu chciała go zobaczyć. Tylko w Polsce.
  Dopiero teraz zdała sobie sprawę ,jak bardzo brakuje jej swojej Ojczyzny. Tutaj nie zna nikogo ,nie zna nawet miasta. A Kraków i Warszawę znała na pamięć. Rozkład autobusów ,kursowanie metra. Wszystko. A tutaj? W Monachium boi się wyjść przed mieszkanie ,bo może się przecież zgubić.
Od kilku dni czuła się strasznie. Nasilające się bóle i zawroty głowy ,mdłości i kołatanie serca. Była pewna ,że jak wstanie z fotela jej serce stanie i to będzie koniec.
Takie myśli przewijały jej się po głowie codziennie od tego feralnego dnia w Krakowie. Feralnego? Może nie do końca. Przecież poznała wtedy Matthew. A to teraz jej największe szczęście i jedyny powód do wstania z fotela.
-Maja-usłyszała w korytarzu-Jestem już. Co robisz-przyklęknął obok fotela na którym siedziała jego ukochana.
-Nic-powiedziała ze łzami w oczach-Jak zawsze-spojrzała na niego przeszklonymi oczami-Nic nie robię.
-Przestań...
-Matthew. Ja się po prostu boję.-wstała z fotela-Boję się wstać z głupiego fotela-wskazała na miejsce ,gdzie przed chwilą siedziała-Nie sądzisz ,że to beznadziejne?-wstał za nią i ją przytulił. Poczuł jej łzy na swojej koszuli.-Boję się śmierci Matthew.
-Majka...
-Boję się Ciebie zostawić. Nie chcę Ciebie zostawić. Chcę zostać tutaj z Tobą i z moją rodziną. Nie chcę umierać!-mówiła coraz bardziej zanosząc się płaczem.
-Nie umrzesz-spojrzał na nią również ze łzami w oczach-Nie pozwolę Ci na to-przycisnął ją bardziej do siebie. -Przejdziesz przeszczep i wszystko będzie dobrze-uśmiechnął się do niej przez łzy-Wszystko ,rozumiesz?-uklęknął przed nią-A teraz mam tylko jedną ,mega szaloną prośbę.-zaczął-Cholernie Cię kocham i chcę tylko jednego.To miało być spontaniczne ,szalone ,ale niestety nie dałem rady. Wyjdziesz za mnie? Nie przyjmuję odmowy.
-Matthew...-uśmiechnęła się. Uśmiechnęła się! Po raz pierwszy od tak dawna!-Tak...-powiedziała ,a on uśmiechnięty od ucha do ucha wstał i wziął ją w ramiona.
*Miesiąc później*
   Miesiąc mija za miesiącem ,z dnia na dzień jest coraz gorzej a przeszczepu nadal nie ma. Dzisiaj święta. Wigilia ,24 grudnia. Matthew dostał zgodę na rehabilitację w Monachium ,ale i tak potem musi wrócić do Rosji. Wrócić tylko po to ,żeby chwilę później zmienić klub. Tak. Będzie grał na Podkarpaciu. I przecież tam gra Paul ,zawsze ma kogoś ze swoich stron. Ale teraz się tym nie przejmował. Przejmował się tylko Majką. I tym ,że chciał żeby te święta mimo wszystko był dla niej idealne. Dzisiaj zmieniają mieszkanie na większe ,które zostało już przez niego opanowane. W dużym salonie z widokiem na oświetlone centrum , stała ogromna choinka pod którą stały prezenty. W salonie było także pianino ,które ,,pożyczył'' od kolegi ,który tu mieszkał. W końcu on ma znajomości wszędzie.
   Od rodziców Majki dowiedział się ,że swego czasu była zafascynowana pianinem i skrzypcami. Potem poszła do liceum i jak sama powiedziała : nie miała na to czasu.
Jej rodzice mieli przylecieć. Właściwie ,to już byli w ich nowym mieszkaniu. Jej mama przygotowała mieszkanie przystrajając je i oczywiście ona ugotowała Świąteczną Kolację. Majka o niczym nie wiedziała i z niechęcią przeprowadzała się do innego mieszkania. Do tego się poniekąd przyzwyczaiła i już mniej więcej znała okolicę.
Gdy byli już pod ,,ich'' nowym blokiem ,dziewczyna niechętnie wchodziła do windy. Gdy byli przed drzwiami Matthew wyciągnął kluczyki ,z których wyszukał tego do drzwi i je otworzył. W mieszkaniu było ciemno.
-Choinka tu jest? Pachnie choinką-powiedziała i zapaliła światło. Całe mieszkanie było przyrządzone ,przy schodach na drugie piętro stała ogromna choinka a na środku stał pięknie ozdobiony stół ,na którym było 12 potraw i ... 6 talerzyków-Z matematyki to ty chyba mnogi jesteś. I ubogi. -zaśmiała się-Ale dziękuję-pocałowała go w policzek-Za wszystko.
-Nie mi dziękuj-powiedział ,a z kuchni wyskoczyli jej rodzice i brat.
  Usta zasłoniła dłonią i zrobiła wielkie oczy ,a gdy się otrząsnęła z płaczem rzuciła się na całą trójkę.
   Ten widok był najpiękniejszym jaki mogłem sobie tylko wyobrazić. Płakała ze szczęścia. Od tylu miesięcy płakała ze szczęścia a nie z bólu czy swoich myśli o śmierci. Cieszyłem się ,że mogłem coś dla niej zrobić i to zrobiłem ,mimo że to nie był koniec moich niespodzianek. Ona wtedy też miała dla mnie niespodziankę. 
-A teraz wszyscy idziemy na spacer-Matthew wstał od stołu i chwycił za kurtkę-Bez wyjątków. Śnieg pada ale jest w miarę ciepło ,wszystko tak ładnie ustrojone więc chyba no warto iść na spacer przed rozpakowaniem prezentów.Nie przyjmuję odmowy ,idziemy!-uśmiechnął się.O tym pomyśle nie wiedzieli nawet jej rodzice.
Gdy byli na bliżej nieznanej wszystkim z wyjątkiem Amerykanina ,on ustał i powiedział że są na miejscu.
-Ja zawsze dotrzymuje słowa.-powiedział i spojrzał na Majkę-Musisz złożyć podpis ,że zgadzasz się na ślub kościelny.-wskazał na ogromny kościół-Ale niestety najbliższy wolny termin jest w styczniu ,więc musimy poczekać.-uśmiechnął się do dziewczyny ,która patrzyła na niego z niedowierzaniem.
-Zwariowałeś.
-Przecież zgodziłaś się zostać moją żoną. A ja chcę być Twoim mężem i to jak najszybciej.
-Naprawdę zwariowałeś-uśmiechnęła się do niego.
*Kilka dni później*
   Rodzice Majki zostają do Nowego Roku. Właśnie tego dnia ,równo o północy zacznie się nowy ,2015 rok. Rok jak każdy inny ,ale dla Majki miał to być całkiem inny rok. Miała wziąć ślub.
W tamtym roku o tej porze ,tego dnia martwiła się tylko o to ,gdzie obudzi się po sylwestrze. A w tym roku? Zastanawia się czy dożyje kolejnego.
-Za 5 minut północ, chodźcie na plac ,podobno stamtąd widać najwięcej-powiedział Damian ,który o dziwo bardziej cieszył się z możliwości spędzenia sylwestra z siostrą i jej narzeczonym niż ze swoimi kolegami.-A do placu niedaleko ,zapamiętałem z wycieczki pod kościół-zaśmiał się.
-No rzeczywiście ,słyszałem.-odpowiedział Matthew-Więc idziemy.
-Matko-westchnęła Maja.
-Oj nie marudź-spojrzał na nią chłopak-Zakładaj kurtkę-podszedł do niej i ją podniósł-Zaniosę Cię.
-To ja już wolę pójść-zaśmiała się.
  Jakieś 4 minuty później byli na placu ,na którym było mnóstwo ludzi a poza tym jeden z Sylwestrowych koncertów.
Zaczęło się odliczenie do ostatnich sekund tego roku. W Ameryce Matthew dopiero co zaczynałby sylwestrową zabawę. A tutaj już ją prawie kończy. Gdyby nie słowa pana Kepler:
-Z teściem się nie napijesz?
 No i się ugiął. No bo jak to no. Z teściem? Nie? To powinno być karane dożywociem .
-10,9-rozległo się w około-Szczęśliwego Nowego Roku-wszyscy zaczęli składać sobie życzenia.
-Majka,kocham Cię i Wszystkiego Najlepszego-niemalże krzyczał ,żeby go tylko usłyszała.-Nigdy nikogo nie kochałem bardziej od Ciebie ,naprawdę.
-Nawzajem-pocałowała go-Ale ja mam Ci coś jeszcze ważnego do powiedzenia.-powiedziała.
-Zamieniam się w słuch-spojrzał na nią z wyczekiwaniem.
-Matthew... Ja jestem w ciąży.

______________
Baduuum ,dum baaaam!
Jest ,no rejczel że jest.
Za tydzień epilog ,hej. Smutno trochę.
Ale pozdrawiam moją punktualność i w ogóle ,pozdrawiam bardzo :*
NO ALE KURDE JESTEŚMY TYMI MISTRZAMI ŚWIATA NO ! ♥

czwartek, 18 września 2014

07.Can you help the hopeless?

  Rano Majka prawie nic nie pamiętała z wczorajszego dnia. Ostatnie co pamiętała ,to moment w którym jej brat wrócił do domu i oglądaliśmy wspólnie mecz. Ale ja pamiętałem każde jej słowo. Nadal czułem na sobie jej spokojny oddech i jej ciepłe ciało wtulone w moje. Wtedy myślałem ,że się po prostu w niej zakochałem. Zakochałem się z nieznajomej mi dziewczynie. Zakochałem? Można to chyba tak nazwać.
  Następnego dnia wszystko było już dobrze. Jej gorączka całkowicie znikła ,brat był w szkole a Matthew próbował coś upichcić.
-Jak spalisz mi dom-usiadła na krzesełku-To spalisz mi dom.
-Ja? Dom spalę? Nigdy!
-No pewnie no jasne.
-W sumie to próbowałem. Ale nie umiem zrobić tą jedną ręką nic prócz jajecznicy.
-Ale nie musiałeś nic robić-odpowiedziała ,a on w tym momencie sparzył się patelnią ,na co Majka tylko się zaśmiała i podeszła do niego ,odbierając mu ją z ręki.-Zostaw-powiedziała dalej się śmiejąc.Spojrzała na niego. Był dużo wyższy ,ale nie musiała jakoś specjalnie zadzierać głowy ,żeby spojrzeć w jego oczy. Spuściła wzrok i położyła patelnię z jajecznicą na kuchenkę.-Jak nie będzie dobra to Cię wywalę.-odpowiedziała i znowu na niego spojrzała. On nic nie odpowiedział ,tylko zachłannie wpił się w jej usta.
  Na początku nie wiedziała co się dzieje ,lecz po chwili odwzajemniła pocałunek.
-Matthew-w jej oczach po dłuższej chwili pojawiły się łzy-Ja tak nie mogę.-odwróciła się.
-Tak czyli jak? Majka. Chodzi Ci o to ,że znamy się za krótko? Wiesz ,mimo tego krótkiego czasu zdążyłem Cię choć trochę poznać. Jesteś wspaniała i inteligentna. Nie mam pojęcia dlaczego byłaś z takim dupkiem jak ten Michał. Dobrze ,możesz zmieszać mnie z błotem teraz. Ale obiecaj mi ,że nie zrezygnujesz z kliniki w Monachium.-spojrzał na nią.-Może to głupie i bezmyślne. Ale ja Cię kocham.-powiedział po dłuższej chwili. Spojrzała na niego ,a niedługo potem zalana łzami wtuliła się w dwu-metrowego.
-Ja nie chcę kochać-wydukała po chwili-Nie chcę.Chcę po prostu wiedzieć że umrę i nie żałować. Nie myśleć o tym ,co mnie ominie. Nie myśleć o tym ,że Cię zostawię tu samego i już nigdy nie będę mogła Cię dotknąć.
-Ale mi to nie przeszkadza-powiedział i ponownie wpił się w jej usta-Kocham Cię! Nie umrzesz. To po pierwsze. Głęboko w to wierzę. A po drugie ,no kocham Cię!-powiedział i złapał jej twarz w dłonie zmuszając ją do popatrzenia mu w oczy-I nie pozwolę Ci tak myśleć.
*Miesiąc później*
  Nasz wyjazd do Niemiec się odbył. Polecieliśmy do Monachium ,a przy okazji Majka musiała zostać tam na dwa tygodnie ,bo pogorszył się jej stan. Na szczęście wszystko wróciło do normy ,a lekarze stwierdzili ,że nie jest za późno na przeszczep i takowy może się odbyć ,ale musi być dawca. Jej kolej na przeszczep zaczyna się od 14 października. Od tego dnia będzie miała pierwszeństwo do przeszczepu. Do tego dnia mamy jeszcze ponad tydzień ,a ja postanowiłem zrobić jej niespodziankę.     Siedzieli właśnie na lotnisku w Monachium i czekali na odprawę. Na monitorze górowało mnóstwo kierunków ,a w nich ten do Warszawy. Po chwili ,z głośnika wydobył się głos kobiety. Najpierw po Niemiecku ,potem po Angielsku:
-Pasażerowie lotu AC445 liniami lotniczymi Air Canada do Toronto proszeni są o stawienie się do odprawy-skończyła ,a Matthew wstał i wziął ich walizki.
-Idziemy.
-Przecież jeszcze nie otworzyli naszych bramek.
-Jak to nie? Przecież powiedzieli przed chwilą.
-Do Toronto.
-No. Lecimy do Toronto przecież.Chciałem od Buffalo ,ale przecież to nieobsługiwany kierunek. No właśnie.Lecimy do Toronto i z Toronto do Buffalo! Miesiąc w domu nie byłem.
-Czy Ciebie pogięło?
-No może. Masz wizę? Masz. Ja ją wziąłem? Wziąłem. Twoi rodzice wiedzą? Wiedzą! W czym problem?
-Boże ,z kim ja żyje.-walnęła się otwartą dłonią w czoło.
-Ze mną-pocałował ją w policzek-A teraz chodź. Nie ma ulg! Nawet dla mnie!-powiedział i pokazał dziewczynie bilety ,które wcześniej widział tylko on. Dał jej jeden ,na którym wyraźnie pisało ,,Toronto''. Była zdziwiona.
Z jednej strony była na niego strasznie zła. A z drugiej cieszyła się ,że jej wiza nareszcie się na coś przyda.
Kilka godzin później ,po jednym z najdłuższych lotów w jej życiu byli w Toronto. Przeszli kontrolę paszportową. Gdy wyszli z lotniska , Matthew rozglądał się dookoła. Po chwili kogoś zobaczył i zaczął iść w tamtym kierunku. Na parkingu było mnóstwo ludzi ,więc nie wiedziała do kogo idą.
-Matthew!-usłyszała i spojrzała na osobę ,która to krzyknęła. Była to na oko trzydziestoletnia kobieta. Niesamowicie ładna ,brązowowłosa o ciemnych oczach.-A ty pewnie jesteś Maja.Ja jestem Jennifer. Starsza siostra tego pana. -uśmiechnęła się.
-Miło mi Cię poznać-odwzajemniła gest.
-To jedziemy ,nie?-zapytał Matthew wrzucając walizki do bagażnika.-Po drodze wpadniemy na Niagarę.
-O tak ,koniecznie. Musisz zobaczyć Niagarę. Już kupiłam bilety przez internet. A stamtąd już przecież niedaleko do Buffalo.  A jutro pojedziemy do Nowego Jorku. Za jakieś dwie godzin będziemy na miejscu.
Dokładnie o 14:30 byli na miejscu. Obejrzeli Wodospad ze strony Kanadyjskiej ,przeszli Kontrolę Graniczną i już byli w Buffalo. Odstawili samochód na parkingu i poszli zarejestrować bilety w kasie. Dostali chroniące przed wodą folie. Wypłynęli łodzią i słuchali przewodnika ,jakie to działy się tu rzeczy i różne ciekawostki.
   W domu poznała rodziców Matthew. Byli nią zachwyceni. Pytali o Polskę ,Warszawę ,Kraków ,jej rodziców i brata. Niemalże o wszystko.
Gdy zrobiło się późno i zjedli kolację ,udali się do pokoju Andersona ,a jego rodzice pojechali na jakieś spotkanie.
Miał duże łóżko ,a wszystkie meble były białe. Podobno w takich stylach są urządzone niemalże wszystkie pokoje w Stanach. Usiadła na jego łóżku i wpatrywała się w zdjęcie stojące na szafie ,które przedstawiało jego matkę w szpitalu z nim ,dopiero co urodzonym. Sama marzyła o tym ,żeby kiedyś mieć dziecko. To jedyne co może po sobie zostawić jeśli umrze.
-Już mi się strefy czasowe pomieszały-powiedział-W Polsce już słońce by wstawało. Nawet w Rosji. Niby dobrze płacą ,klub dobry.Ale ja chciałbym grać w Plus Lidze.-usiadł obok niej i ją pocałował. Po chwili były to pocałunki coraz zachłanniejsze. Zaczął ściągać z niej ubrania.

___________

Uu ,na bogato. Także tego no. Jeszcze rozdział ,czy dwa + epilooooooooooog i koooniec. Smutne trochę :< Polubiłam to opowiadanie :<

piątek, 5 września 2014

06.How can you be ready for life?

Koniecznie przeczytaj info w notce ;))
-No chyba sobie ze mnie żartujesz.-odpowiedziała sarkastycznie.-Ja Cię nie znam!
-Wolisz kisić się w domu? Wiem ,że to jest dla Ciebie trudne. Pójdź i się przebadaj! Wiesz jacy są lekarze. Jeden mówi tak ,drugi powie Ci inaczej i uratuje Twoje życie. Nie możesz się teraz poddać ,bo ja sam nie ręczę za Siebie ,gdy odpowiesz mi ,ze nigdzie ze mną nie wyjedziesz. Wiesz gdzie chcę Cię zabrać? Do kliniki. W Niemczech. Tam leczyła się moja mama. Bo szpitale w Ameryce ją wykańczały. Wszędzie mówili to samo ,a w Niemczech uratowali jej życie. Też chorowała na serce i mówili jej to samo co Tobie. Nadal ma problemy ,ale żyje! Rozumiesz? Żyje! Ty też możesz żyć ,więc nie poddawaj się na starcie do cholery!
WTEDY MIAŁEM OCHOTĘ UKRĘCIĆ JEJ GŁOWĘ! Była tak cholernie uparta i przekonywanie jej zajęło mi dość sporo czasu. Cały czas powtarzała ,że przecież to nie ma znaczenia ,że za późno jej to wykryli i to będzie tylko marnowanie pieniędzy. Ale dla mnie nie ma to znaczenia ,nawet ja mogę wydać na nią całą roczną wypłatę siatkarza ,żeby tylko żyła! Ale w końcu udało mi się ją przekonać ,co było chyba cudem!
-Niech Ci będzie-odpowiedziała po kilkunastu minutach zawziętego przekonywania jej przez Amerykanina. Na jej odpowiedź uśmiechnął się triumfalnie.
-No ,na taką odpowiedź liczyłem. Pakuj się. Zabieram Cię w podróż poślubną.
-Nie pozwalaj sobie-zaśmiała się ,a w tym samym momencie otworzyły się drzwi do mieszkania ,w których stali jej rodzice i o czymś zawzięcie dyskutowali ,ale ucichli gdy zobaczyli Matthew'a w ich salonie.-To są moi rodzice właśnie. Będziesz się musiał przed nimi tłumaczyć-wypięła mu język ,na co on wstał i przywitał się z jej rodzicami-To jest Matthew ,poznałam go w Krakowie. Jest siatkarzem ,złamał rękę sierota no i wiecie...-mówiła ,czego Matthew kompletnie nie rozumiał.-Poznajcie ,Matthew!-powiedziała po angielsku.
-Miło nam Cię poznać ,ale co ty robisz w Warszawie?-zapytała matka. W jej rodzinie wszyscy świetnie posługiwali się angielskim ,ze względu na pracę. Ich firma była międzynarodowa ,musieli co chwila załatwiać wszystkie sprawy w tym właśnie języku.
-Ja...chciałem sprawdzić co u Mai. Ale chyba już pójdę ,bo muszę jeszcze załatwić kilka spraw.
-Nie no ,zostań-odpowiedzieli-My już idziemy ,a zaraz wróci brat Mai. Zapewne chciałby Cię poznać. Maja nie mówiła ,że ma takich przyjaciół.
*Dzień później*
    Matthew o wyjeździe do Niemiec gadał jak nakręcony. A ona przecież jeszcze musiała to jakoś powiedzieć swoim rodzicom! Zresztą ,oni wyjeżdżają dzisiaj na tydzień do Londynu ,o czym Majka zupełnie zapomniała. Ale w końcu im powiedziała. O leczeniu ,sercu i wszystkim. Ale nie wspomniała nic o jej poważnym stanie.
Jej brat gdy tylko wrócił od razu znalazł z nim wspólne tematy.Poprzedniego dnia Damian wrócił o 22 z racji projektów ,wiec i tak nie zdążył z nim porozmawiać. Rozmawiali o jego kontuzji ,Mistrzostwach Świata i ogólnie -o siatkówce. Ona w tym czasie siedziała obok nich i piła kawę. Była blada jak ściana ,jej ręce drżały od zimna które opanowało całe jej ciało ,mimo że siedziała w najgrubszej bluzie jaką miała.
-Matthew ,może pójdziemy do kina? Na film z Polskimi napisami? Założymy Ci czapkę ,maskę na głowę i powiemy że masz strasznie zaraźliwą chorobę.-zaśmiała się ,a on spojrzał na nią spod byka.-Próbowałam. Dobra ,wystarczy czapka. Warszawiacy to nieogarnięci ludzie. Nie zauważą. A nie chcę ,żeby latały za Tobą Twoje fanki. A do kina pójdziemy tak czy siak. Bo chcę iść na ,,Jako w piekle ,tak i na Ziemi''.
-Co to?
-Film. Hooorror. Angielski. Nie martw się.
-Ty nigdzie nie idziesz-spojrzał na nią.
-Dlaczego?
-Bo jesteś blada jak ściana i cała drżysz.-położył jej sprawną rękę na czole-I masz gorączkę.
-Tatuśku.
-Ale idź spać ,bo jesteś po prostu chora i nigdzie nie możesz wychodzić.-powiedział i wstał z kanapy ,na której siedział z jej bratem. Stawiała opór ,więc nie miał innego wyboru-Tak grasz?-podszedł do niej i wziął ją na ręce-Nie przyszedł Mahomet do Góry ,więc przyszła góra do Mahometa.
Nie miała siły krzyczeć ,a nie chciała zresztą straszyć sąsiadów ,więc dobrowolnie dała się wynieść.
-Matthew-powiedziała słabym głosem.-Puść mnie.
-No widzisz ,nie masz siły mówić! Spać mi ,ale to już! Damy ci leki na gorączkę ,a jutro pójdziemy do lekarza. Musisz być zdrowa do poniedziałku. Nie wezmę zarazy do samolotu-zaśmiał się i położył ją na łóżku. Okrył ją kołdrą i spojrzał na nią. Miała zamknięte oczy. Po chwili je otworzyła i spojrzała na niego.
-Śpij u nas-powiedziała cały czas patrząc w jego oczy.-Nie zostawiaj mnie samej-gorączka dawała się we znaki.
-Ktoś musi się Tobą zaopiekować ,tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.-uśmiechnął się do niej.
-Dziękuję.
-Za co?
-Za to ,że po prostu tu jesteś i że uratowałeś mi życie-próbowała wstać-Nie musisz tu być.Nie musiałeś przylatywać do Warszawy. Mogłeś po prostu zostać z drużyną lub wrócić do Ameryki. A przyleciałeś tu ,po co?
-Bo nie jestem takim typem człowieka. W sensie ,nie zostawię Cię samej. Uratowałem Twoje życie tylko w połowie. Teraz chce uratować w całości.-powiedział ,a w jej oczach pojawiły się łzy. Nie zwracając na nic uwagi ,położył się obok niej i przytulił. Cała drżała z zimna ,a jednocześnie była strasznie gorąca. Wzięła już leki na gorączkę ,więc teraz powinno być tylko lepiej.
    Został u niej na noc.  Cały czas leżał ,a ona wtulała się w niego miarowo oddychając. Z upływem godzin powracała jej normalna temperatura ciała i przestała drżeć. Praktycznie całą noc nie spał. Tylko patrzył na nią. Na jej twarz ,którą oświetlał księżyc ,wsłuchując się jednocześnie w odgłosy zza okna ,z którego widać było po części oświetlenie miasta.
W tym momencie poczułem ,że gdy ją stracę to moje życie legnie w gruzach. Już zawsze chciałem z nią spać. Wtuloną we mnie. Miarowo oddychającą. Chciałem czuć jej włosy na swoim ramieniu i oddech na szyi. Chciałem po prostu ,żeby była ze mną i nigdy nie odchodziła. Strasznie śpieszyło mi się do Niemiec. Chciałem jak najszybciej doprowadzić ją do pełni zdrowia. Nie ważne czy u mojego boku ,czy kogoś innego. Chciałem ,żeby była zdrowa. Zdrowa i gotowa by żyć.

_____________________
Wiem.
Późno.
Bardzo późno.
Nawaliłam po całej linii.
Czy ktoś to czyta? W ogóle? :> Jeśli ktoś to czyta ,to niech doda komentarz. To tylko chwila ,ale dla mnie to ważne. Będzie większa motywacja ,heeeeeej! :>

środa, 27 sierpnia 2014

05.This was meant for you.

  Spojrzała na osobę stojącą w drzwiach i miała ochotę zatrzasnąć je mu przed twarzą.
-Co ty tu robisz?-zapytała cicho ,zamykając za sobą drzwi i wychodząc z mieszkania.
-Dlaczego uciekłaś nic mi nie mówiąc? Nie martw się ,żadna Twoja przyjaciółka nie wypaplała. Mam swoje wtyki.
-Michał ,ja nie mogę dłużej z Tobą być. Kocham Cię ,ale to nie ma sensu...i przyszłości.
-Dlaczego niby?
-Bo ja...Ja nie mogę. Po prostu. Wyjeżdżam. Z Polski ,rozumiesz? Daleko.
-Ty jesteś moją dziewczyną i zwykłą ćpunką-podniósł ton.
-Słuchaj ,jeszcze raz tak do mnie powiesz a obiecuję ,że zadzwonię po Policje. Nie będziesz mi nic wmawiał ,rozumiesz?-zbliżyła się do niego tak ,aby poczuł jej oddech na sobie-Więc stąd idź.I nigdy więcej nic do mnie nie mów-odsunęła się i zamknęła za sobą drzwi.
  Nawet nie próbował pukać. Nie był przecież jakimś cholernym gangsterem ,żeby nękać ją całe życie. Wiedział ,że i tak z nią porozmawia. Postanowił zakotwiczyć się w Warszawie i czekać na odpowiedni moment. Lekarze nie chcieli mu nic powiedzieć ,a sąsiad dał mu tylko klucze. Wiedział tylko ,że na pewno uciekła do Warszawy. I wiedział ,że ją odzyska.
-Majka ,to co masz nam do powiedzenia o tych lekach?-drążył ojciec.
-No po prostu ,mam astmę i te sprawy.
-,,I te sprawy''? Kochanie ,wiem że te leki nie są tylko na astmę.Powiedz nam co się dzieje!
-No bo ja...-spojrzała na ojca i matkę-Ja jestem chora-w jej oczach pojawiły się łzy.
-Na co?-wyrwała matka.
-Na chorobą niedokrwienną serca. Już dawno. Ale dopiero teraz sama się o tym dowiedziałam ,na przypadkowych badaniach.-mówiła ,a w mieszkaniu zapanowała cisza jak nigdy. Słychać było tylko przejeżdżające kilkanaście pięter niżej samochody i lecący samolot.
-Dlaczego nam nie powiedziałaś?-zapytała po chwili jej mama.
-Bo nie chciałam żebyście na mnie tak patrzyli-uśmiechnęła się-O właśnie tak. Jestem tu ,żyję. Nie ma w tym nic złego.
-A leczenie?
-Rozpocznę wkrótce-skłamała-Nie ma jakiejś ważnej ,wielkiej potrzeby. -nikt już nic nie powiedział ,po prostu podeszli do niej i ją przytulili.-Udusicie mnie!-zaśmiała się.
-Umówimy Cię do lekarza. Do tego naszego lekarza ,u którego leczyłaś się na anemie i wszystko co Ci dolegało. Pamiętasz go?
-No pewnie. Ale ten lekarz chyba nie jest potrzebny... Po prostu leczenie rozpocznę za granicą ,tak mi zaproponowali w Krakowie. A i tak to jest chyba najlepsze wyjście.
*Kilka dni później*
  Majka w każdy ranek budziła się z coraz większym bólem ,który i tak potem dopadał ją w dzień. Po wzięciu leków niby było lepiej ,ale i tak usypiała niespełna kilka godzin później. Potrafiła tak przespać cały dzień. Tak po prostu ,ukrywając swój ból.
Nie wiedziała gdzie ,ale teraz była pewna swojego wyjazdu. Do siostry ciotecznej w Anglii? A może do kuzynki w Hiszpanii ,czy przyjaciółki w Szkocji. Nie miała pojęcia. W sumie ,to ma też wizę turystyczną do Ameryki ważną jeszcze 8 lat. Wyrobiła ją 2 lata temu ,w nadziei ,że wyjedzie do rodziców mamy. Ale nie wyjechała ,bo złamała nogę. A poza tym ,miała przecież Michała ,który i tak by jej na to nie pozwolił.
   Była swego rodzaju jego więźniem.
Tego dnia w domu była sama. Rodzice byli w pracy ,a brat ze szkoły wrócić miał dopiero o 15. Usiadła przed telewizorem i oglądała jakiś nowy serial w telewizji. Nie interesowała się nim za bardzo. Tylko słyszała co mówią aktorzy ,a swój wzrok miała skierowany w kierunku okna balkonowego ,z którego widziała centrum. Ostatnimi laty doszło tu wiele wysokich bloków i wieżowców ,których wcześniej nie widziała.
Kraków to też piękne miasto ,ale nie na jej gust. Wolała zatłoczone miasta ,w których żeby ujrzeć szczyt budynku trzeba naprawdę wysoko podnieść głowę.
Usłyszała dzwonek do drzwi i spojrzała na zegarek. 13:20.
Od zawsze zadawała sobie pytanie : dlaczego tu nie ma domofonów? I dlaczego od miesiąca nie naprawili zabezpieczających drzwi wejściowych do budynku?
  Podeszła do drzwi i spojrzała przez wizjer ,lecz nic nie zobaczyła ,bo wszystko było zamazane. No tak. Trzeba by zrobić tu małe porządki.
Otworzyła drzwi i spojrzała na stojącego w nich chłopaka. Spodziewałaby się tu znowu Michała, czy nawet jakiegoś znajomego. Ale nie jego!
-Cześć...Co tu robisz?-zapytała.
-Jak widzisz, Mistrzostwa się dla mnie skończyły-podniósł lekko rękę ,która wsadzona była w gips.-Śledziłem tego ..Michała?-z trudem wymówił to imię- I się dowiedziałem ,że wyjechałaś. Dlaczego wyjechałaś?
-Może wejdziesz?
-Jeśli mogę-wszedł do środka ,a Maja zamknęła za nim drzwi i udała się do kuchni w celu zrobienie mu i sobie herbaty ,bo właśnie to wybrał z klasycznego pytania : Kawa czy Herbata?-Jesteś strasznie blada. Co z leczeniem?
-Leczeniem? Po co?-postawiła przed nim jego napój.-Żeby tylko stracić czas i pieniądze. Wyjeżdżam ,nie ma leczenia.
-Gdzie?
-Jeszcze nie wiem. Za granicę. Nie chcę sprawiać kłopotów najbliższym. Wezmę mieszkanie na czynsz. I tam spędzę swoje ,,ostatnie chwile''-udawała silną ,lecz miała ochotę się po prostu rozpłakać.
-Za granicę w pojęciu?
-Wielka Brytania ,Ameryka albo Niemcy czy Hiszpania. Chcę zwiedzać.
-Wiem ,że Cię nie znam. No znam ,ale zaledwie od kilku dni ,ale widzę jaka jesteś. I wiem ,że teraz udajesz. Zasługujesz na lepsze życie ,jesteś pewna że nie chcesz tego leczenia? Przeszczepu? Przecież można przeszczepić serce!
-Nie wiem ,nie znam się na tym. Matthew ,ja naprawdę jestem teraz szczęśliwa.
-A powiedziałaś rodzinie?
-Wiedzą.
-Wszystko?
-Nie do końca... Powiedziałam im ,że chcę podjąć leczenie za granicą. Nie wiem ,czemu ci to wszystko mówię.
-Mi możesz powiedzieć wszystko. A ja Ci teraz też coś powiem. Z tego wynika ,że jesteś samolubna. Może rodzina jakby znała prawdę chciałaby mieć Cię przy sobie? Ale skoro tak ,to nie będziesz siedzieć w Polsce. Pakuj się. Lecimy. Razem.

____________
Na wstępie: Eeej ,co że późno ,nie ma że późno!
Chora byłam. Nie dobre środowisko ,nie.
Ale wyzdrowiałam! Praktycznie cały Weekend i Poniedziałek w łóżku-pięknie bardzo.
No ale jest :>
Pozdrawiam :*

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

04.I'll hold your hand when you are feeling mad at me

*Matthew*
  Ta ręka cholernie boli ,a oni mi ją macają!
Zabrali mnie na jakieś prześwietlenie ,a gdy mieli już ten cały skan mojej ręki od środka ,lekarz usiadł naprzeciwko mnie.
-Rękę trzeba operować. Jest tak potwornie złamana ,że przerwa może trwać bardzo długo ,nawet kilka miesięcy. Masz ją złamaną w 4 miejscach ,nie mam pojęcia jak to zrobiłeś. Szczęście w nieszczęściu ,że to lewa.Przyszykujemy Cię do operacji ,trzeba to zrobić jak najszybciej.
,,Wtedy myślałem że to jest najgorszy dzień mojego życia. Kontuzja w czas trwania Mistrzostw Świata i to jeszcze tak długa pauza. Oraz ta potworna operacja i ten ból.Dzisiaj wiem ,że najgorsze było dopiero przede mną''
*Maja*
Dzisiaj postanowiłam pójść z bratem na rozpoczęcie roku. Chodzi do tego samego gimnazjum co ja ,więc chciałam sobie przypomnieć jak to w nim bywało i ile się zmieniło. Założyłam granatową ,luźną sukienkę przepasaną brązowym paskiem w talii oraz czarne szpilki,po czym wyszłam ze swojego pokoju. Brat stał już w garniturze obok wyjścia. Był wyższy ode mnie ,ale na szczęście szpilki dodawały mi jakoś trochę centymetrów.
   Nie byłam przyzwyczajona do takiego ubioru. Zazwyczaj chodziłam w dżinsach i luźnej bluzie.
O Matthew'ie słyszałam tylko tyle co mówili w telewizji podczas meczu. Od razu zszedł do szatni i nic więcej nie powiedzieli. Współczułam mu ,wiedziałam jaki to ból ,a do tego dochodzi jeszcze pauza w grze.
Mama i tata nie mogli oczywiście być na rozpoczęciu ,więc idę sama z Damianen. Zresztą tak było zazwyczaj ,tylko jak Damian był mały chodził z opiekunką ,a ja byłam już w gimnazjum ,więc chodziłam już sama.
Mieli własną firmę ,ale to wiązało się z ciągłym jeżdżeniem i lataniem po Polsce i Europie ,co nie było zbyt fajne. Jej pierwszą najlepszą przyjaciółką była opiekunka ,która opiekowała się nimi do jej 18 roku życia ,bo potem się przeprowadziła. A brat radził sobie sam gdy skończył 14 lat. Spotykał się ze znajomymi ,chodził do galerii lub po prostu siedział w mieszkaniu.
  Rozpoczęcie roku jak rozpoczęcie roku -nudy. Po oficjalnej części wszyscy przeszli do klasy ,gdzie udałam się razem z bratem. Ustałam pod ścianą ,oni zapisywali plan lekcji na następny dzień. Po tym wszystkim zebrali się do wyjścia ,a ja usłyszałam jak ktoś za mną wymawia moje imię.
-Majka! -odwróciłam się i zobaczyłam moją byłą wychowawczynię. Miała ona teraz 42 lata ,była szczupła i miała długie ,brązowe włosy. Praktycznie nic się nie zmieniła od kiedy chodziłam tu do szkoły-Jak miło Cię zobaczyć!
-Nawzajem-odpowiedziałam-Dopiero co wróciłam z Krakowa. A pani nadal uczy WOS'u? Czy tylko Matematyki?
-Zajęłam się tylko matematyką od tego roku. WOS'u uczy nowa nauczycielka. A teraz muszę zmykać na posiedzenie. Mam nadzieję ,że się jeszcze zobaczymy.
-Też mam nadzieję. Do widzenia. -powiedziałam i udaliśmy się w kierunku wyjścia. Do domu mieliśmy kilkanaście minut ,więc postanowiliśmy się przespacerować. Było ciepło ,więc była to tylko przyjemność.
Aż do czasu.
  W pewnym momencie poczułam ,że robi mi się gorąco. Przed oczami zaczęły pojawiać się mroczki* ,a moje nogi zrobiły się jak z waty. Złapałam stojący przy chodniku słup i stałam ,myśląc że zaraz zemdleje.
-Co się dzieje?-zapytał brat-Dzwonię po karetkę.
-Nie ,nie-odparłam i starałam się ustać o własnych nogach ,lecz ciężko mi to wychodziło. W końcu mi się udało-To przemęczenie. Poszłam późno spać.
-Niech będzie ,że Ci wierzę. A teraz chodź ,pojedziemy autobusem.
-Nie ,przecież jesteśmy już tak niedaleko. Dojdę przecież. Już jest dobrze.
  *Kilka minut później*
Było ciężko ,ale o własnych siłach doszłam do mieszkania. Wjechaliśmy windą i nim się obejrzałam siedziałam na kanapie i wypijałam szklankę wody ,którą dał mi brat.
 Wzięłam prysznic ,podczas którego niemalże nie słyszałam nic ,oprócz swojego serca ,które biło w niesamowicie nierównym rytmie. Założyłam krótkie ,czarne ,sportowe spodenki i do tego luźną koszulkę i za dużą bluzę ,którą kupiłam na samotne dni w domu. Wzięłam leki ,które dali mi lekarze i udałam się do brata ,żeby obejrzeć jakiś ciekawy film. Padło na ,,Listy do M.''. Mimo ,że do świąt jeszcze daleko ,zawsze uwielbiałam oglądać ten film.
  Po około pół godziny oglądania filmu ,do domu wrócili rodzice. Poszli się przebrać ,a my kontynuowaliśmy oglądanie filmu.
-Majka!-usłyszałam krzyk mamy-Byłam w Twoim pokoju ,żeby ci tam ogarnąć. Co to jest? Po co Ci te leki?-zapytała ,a ja kompletnie nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-Mamo...
-Tomek!-krzyknęła do ojca-Ty się znasz na lekach. Co to jest?-zapytała.
-To?-wziął do ręki i poprawił okulary-To są leki na serce.-odpowiedział i zdziwieni spojrzeli się na mnie. W tym samym momencie ,zadzwonił dzwonek do drzwi.
Podeszłam do nich ,żeby tylko nie odpowiadać na pytania i je otworzyłam.
 Z niedowierzaniem patrzyłam się na osobę stojącą w progu.
__________
*Tak ,jak mdleje to przed oczami pojawiają się ci aktorzy :D
PRZEPRASZAM ,że tak późno. Ale wszystko było takie na szybko robione ,byłam na meczu ( ♥ ) Realu ( ♥ ♥ ) z Fiorentiną. Ale wszystko co dobre szybko się kończy i trzeba wracać do ,,życia'' :D + Doszły problemy z bloggerem dzisiaj:D
Krótki ,wiem ,głupi też wiem. Następny będzie mam nadzieję - better :>>

środa, 6 sierpnia 2014

03.The way you'd play with me like a child

*31 sierpnia*
   Nie zgodziła się na leczenie ,bo wiedziała że i tak umrze ,a chciała jakoś wykorzystać te 5 miesięcy. Dali jej tylko leki ,które mogą spowolnić ten proces ,ale po których będzie ospała i nie będzie miała kontaktu ze światem .Mimo to ,wzięła je.
Postanowiła ,że wróci. Do domu. Do rodziców.
Do tej pory mieszkała z Michałem w bloku w centrum Krakowa. Z pieniędzy ,które przesyłali jej rodzice dało się wyżyć i jeszcze kupić narkotyki i opłacić połowę czynszu za mieszkanie.
Byli po prostu rozpieszczonymi bachorami ,którym nigdy nie brakowało pieniędzy.
  Wróciła do mieszkania ,które było puste. Michał jak zwykle się gdzieś szwendał. W sklepie po drodze kupiła dużą walizkę i mniejszą torbę zgodną z wymogami LOT'u ,które wytłumaczyła jej pani w sklepie. Zaczęła pakować swoje ciuchy i rzeczy . Jeszcze w szpitalu kupiła bilet lotniczy z Krakowa do Warszawy na dzisiaj przed południem.W Warszawie chciała być jak najszybciej. Jest 5 rano ,a ona właśnie wychodzi z mieszkania z torbą z laptopem,bagażem podręcznym ,wydrukowanym biletem i dużym bagażem do nadania. Zamknęła mieszkanie ,w którym zostawiła karteczkę. Napisała na niej ,że klucz zostawi u jego przyjaciela z niższego piętra oraz ,żeby jej po prostu nie szukał.
Chce zacząć życie na nowo. Bez Michała ,mimo że go kocha.
Zamówiła taksówkę i pół godziny później była już na lotnisku. Miała 4 godziny do lotu ,więc po prostu siedziała i czekała na otworzenie bramek.
   Matthew nie mógł przestać o niej myśleć. Wiedział ,że dzisiaj wychodzi ze szpitala. Chciał do niej iść,ale nie mógł. Rano miał trening ,potem ustawianie taktyki . Pierwszy mecz mają o 16:30.Wczoraj Polska wygrała z Serbią tracąc tylko jednego seta.
Wstali o 10 ,ubrali się i zjedli zlecone przez drużynowego dietetyka śniadanie ,odpoczęli i poszli na trening ,podczas gdy sztab szkoleniowy obmyślał ostateczną taktykę.
Nie wiedział ,że w tym samym momencie Majka jest już w Warszawie.
  Wyszła z lotniska Chopina i taksówką udała się w kierunku Centrum ,gdzie w jednym z osiedli mieszkaniowych było mieszkanie jej ,rodziców i jej młodszego brata ,który chodzi do 2 gimnazjum. Żadne z nich nie wiedziało nic o narkotykach. Myśleli tylko ,że pracuje. Pracowała w galerii ,w H&M. Jej rodzina wiedziała o Michale ,o tej niby wielkiej miłości.
Kod do wejścia,numer mieszkania znała od zawsze. W końcu miliony razy wychodziła i wchodziła.
 Ale Warszawa się zmieniła.4 lata temu się przeprowadziła ,a Liceum skończyła tam. Chciała iść na Anglistykę ,lecz nie poszła ,bo przecież wolała ,,wolność''.
Weszła do windy i przycisnęła przycisk z trzynastką. Po chwili była już na tym piętrze i udała sie do mieszkania numer 25. Przycisnęła dzwonek ,a po chwili drzwi otworzył jej Damian ,jej brat. Otworzył tylko szeroko buzię ze zdziwienia i krzyknął
-Majka!-rzucił się na nią-Co ty tu robisz siostra? Właź!
-Jej ,Damian .Też się cieszę- zaśmiała się. -Są rodzice?
-Wracają za jakieś pół godziny ,a ja miałem iść kupić jakiś krawat na jutro. Bo rozpoczęcie roku.
-To ja z Tobą pójdę. Tylko się ogarnę ,dobra? I poczekamy na rodziców.
-Dobra ,wiesz gdzie twój pokój. Nie ruszali go od Twojego wyjazdu. Wszystko jest tak jak było.
-To fajnie-odpowiedziała i otworzyła drzwi do swojego pokoju. Białe meble ,o które tyle walczyła ,duże metalowe białe łóżko. Nic się tu nie zmieniło ,tak jak powiedział jej brat. Położyła laptopa na biurko ,a walizkę zostawiła na podłodze a bagaż podręczny z dokumentami i najważniejszymi rzeczami położyła na łóżku. Zrobiło się chłodno ,więc założyła długie ,dżinsowe spodnie i bordową bluzę. Usłyszała otwieranie drzwi wejściowych. Wyszła z pokoju i w salonie zobaczyła swoich rodziców.
-Maja!-pierwsza zauważyła ją mama ,a chwilę po niej tata. Razem rzucili się po to ,żeby przytulić swoją córkę. -Co ty tu robisz?
-Ale mogę wrócić przecież-pokazała ręką na walizki-Jestem jeszcze spakowana-zaśmiała się.
-Absolutnie!
-Wracam tu na stałe-powiedziała i miała łzy w oczach ,bo wiedziała że w jej przypadku to nie za długo.
-To świetnie! A gdzie masz Michała-zapytała jej mama-Pokłóciliście się?-zapytała widząc łzy w jej oczach.
-Z Michałem to ...koniec. Głównie dlatego tu wróciłam. Ale to nic ważnego ,zaczynam życie na nowo. A teraz idę z bratem do którejś galerii . Po staremu.
-Najpierw do Złotych Tarasów!-wtrącił młodszy.
-Tak ,będziemy kupować krawat-zaśmiała się.
-To idźcie. Pewnie pozapominałaś jak to wszystko wygląda. Lećcie ja z tatą musimy pozałatwiać jeszcze sprawy w firmie i jechać na Mokotów.
  Ich wyjście skończyło się setkami zdjęć ,kupieniem zwykłego czarnego krawata.
Damian był wysoki. W wieku prawie 15 lat miał ponad 180 cm. Trenował piłkę nożną i siatkówkę i już wie ,że idealnym dla niego liceum będzie Liceum im. Mistrzostwa Sportowego. Tylko nie wiedział co wybrać. Piłkę nożną czy siatkówkę.
Wrócili o 16:30 i od razu włączyli TV ,żeby obejrzeć mecz Amerykanów.
Siedzieli sami w domu i oglądali. Na parkiecie od pierwszych minut był Matthew. Pierwszy set dla Amerykanów ,drugi też. Ale 3 był dla Belgów. Matthew szykował się do serwisu rozpoczynającego 4 set ,wykonał go i wrócił na swoją pozycję. Belgowie obronili tą piłkę i chcąc zdobyć punkt ,,przywalili'' jak najmocniej potrafili. Ofiarą tego był Matthew.
  Na jego twarzy widać było grymas bólu i trzymał się za lewą rękę. Sztab medyczny od razu do niego podbiegł ,a z ust komentatora wydobyło się:
-Ooo ,niedobrze. To wygląda na skręcenie lub złamanie. To może popsuć jego start w Mistrzostwach. Czyżby powrót do Ameryki i dłuższy urlop?

_____________
Krótki ,ale jakoś nie ogarniam niczego.
Następny dłuższy ,obiecuje :<

poniedziałek, 28 lipca 2014

02.Drink all day and we talk till dark.

  Było jej głupio ,że tak potraktowała. Przecież uratował jej życie.
Nie do końca uratował. Jego część. Jej życia nie da się już uratować.
-Co się z nią dzieje-zapytał pielęgniarki.
-Jej serce ustało. Ale już jest dobrze. Musi posiedzieć tu więcej niż sądziliśmy. Ma prawdopodobnie poważną wadę serca.
-Jaką?
-Niedokrwienie. Z badań wynika też,że ma astmę. Dajemy jej góra pięć miesięcy.
-Jak to dajemy?!
-Niedokrwienie nie było leczone ,dla dziewczyny jest już za późno. Możemy tylko przedłużyć jej życie o miesiąc ,góra półtora.
-No ale nie można zrobić jakiegoś przeszczepu czy czegoś?-zapytał i czuł ,że jego głos powoli się łamie.
-Niestety ,ale to nie jest możliwe. Serce i tak prawdopodobnie by się nie przyjęło ,jej organizm jest za słaby.Chcielibyśmy ,ale niestety nie możemy. Naprawdę nam przykro... Musimy przenieść ją na oddzielną salę. Ale to od niej zależy ,czy dalej będzie w szpitalu. Może się wypisać ,nie przyjmować leków ,od których i tak będzie miała problemy z normalnym życiem. Będzie chciało jej się spać ,będzie zmęczona. Innymi słowy,przez te 5 miesięcy będzie się czuła jak człowiek pod koniec swojego życia. -powiedziała ,a on już nie dał rady. Z jego oczu popłynęły łzy.
    Nie znał jej. Ale było mu jej cholernie szkoda.
Gdzie są jej rodzice? Czy ktokolwiek?
W pewnym momencie do szpitala wpadł jakiś chłopak. Na oko miał powyżej 20 lat. Jego przenikliwe niebieskie ,niemalże świecące oczy odróżniały się od jasnobrązowej kurtki ,włosów i zwykłych dżinsów.
-Maja Kepler. Trafiła tu niedawno. Brązowe włosy ,niebieskie oczy. Miała na sobie brązową ,wytartą kurtkę i krótkie spodenki.
Czyżby to był jej chłopak?
,,Wtedy poczułem zazdrość. Nie wiem czemu ,ale po prostu ją poczułem. I to śmieszne ,bo praktycznie jej wtedy nie znałem. Ale wiedziałem ,że dla niej oddam nawet własne serce. ''-Leży w sali numer 212. Powinna teraz odpoczywać.-odpowiedziała pielęgniarka ,z którą chwilę wcześniej rozmawiał o stanie zdrowia Majki.
-Przepraszam ,że przeze mnie spędzamy ten czas w szpitalu-zaczął.
-No gdzie tam.-odpowiedział Lotman-Gdzie ty tam i my.
   Dziewczyna leżała właśnie już w swojej ,,prywatnej'' sali. Nie spała ,chociaż miała taką ochotę. Cały czas myślała o Matthew'ie ,Michale i o tej pieprzonej pigułce ,którą podał jej pewnie ten ,którego imienia nawet teraz nie pamięta. Byłą głupia ,że pozwolił mu postawić sobie drinka.
-Majka!-usłyszała w wejściu i spojrzała w tamtą stronę. Swoimi łzawiącymi oczami ujrzała Michała. Od razu się podniosła ,mimo ,że to sprawiło jej mnóstwo bólu i musiała się przy tym nieźle wysilić.
-Skąd wiedziałeś gdzie jestem?
-Nie ważne. Co się stało?
-Nic specjalnego-powiedziała i z powrotem się położyła.-Idź zajmij się swoimi sprawami.
*Kilka godzin później*
  Matthew nadal był w szpitalu ,Michał już dawno z niego wyszedł. Dość wkurzony.
Lekarze zaraz mają powiedzieć jej prawdę.
Bolesną prawdę.
Zaprzyjaźnił się z nią. Można bynajmniej tak powiedzieć. Razem z chłopakami siedzieli przy jej łóżku ,rozmawiali ,śmiali się i grali w karty na telefonie Lotmana.
Razem z lekarzem wszedł do jej sali. Powiedzieli ,że lepiej dla niej będzie ,jeśli w tym momencie będzie ktoś taki jak on. Rozmawiali ,zobaczyła ,że można mu zaufać.
-Pani Majo-zaczął ordynator szpitala ,jednocześnie będący jej lekarzem-Ma pani Niedokrwienie Serca i Astmę.  Niedokrwienie to poważna choroba. Wiąże się ona z częstym brakiem tchu ,osłabieniem i bladością ,mroczkami przed oczami. Częstym mdleniem. Przykro mi przekazywać takie informacje ,ale niestety muszę. 6 i pół miesiąca to najwięcej ile możemy pani dać. -mówił ,a przyjazne ogniki w jej oczach zmienił się we łzy-Choroba nie była leczona ,więc to prawdopodobnie niemożliwe jest ,aby coś wskórać.
-To pewne?-zapytała niepewnie ,wpatrzona w lekarza.
-Tak. Dla pewności zrobiliśmy kilka dodatkowych badań ,a zresztą już sama aparatura nas do tego przekonała. W pewnym momencie krew całkowicie przestanie dopływać do serca.-dokończył-Muszę iść do innych pacjentów ,przepraszam. Jeszcze do pani zajrzę.
  Lekarz wyszedł,a Matthew wyjął taboret spod jej szpitalnego łóżka i usiadł obok niej.
-Jakie miałaś marzenie? Takie ogromne marzenie.
-Dlaczego pytasz?-przetarła oczy i spojrzała na niego.
-Warto mówić marzenia na głos ,a może ktoś usłyszy i je spełni.
-Zwiedzić Amerykę ,Europę. Ale to niemożliwe.-odparła-Dla Ciebie Ameryka to pewnie nic specjalnego ,pewnie zwiedziłeś ją wzdłuż i wszerz. A ja jestem zwykłą ćpunką.
-Ćpunką?
-Tak. Ćpałam. Jeszcze wczoraj.
-Ale musisz przestać ,wiesz o tym?
-Łatwo ci mówić. Przestać ćpać ,to dla nas jak dla Ciebie rzucić siatkówkę. Przyjemne? Chciałbyś rzucić siatkówkę? Chciałbyś? No to pomyśl. Wiem ,że mam chore serce i będę robiła wszystko co w mojej mocy żeby przestać. Ale to jest ciężkie do cholery jasnej!
-Dobra ,przestań proszę. Uda Ci się.
-Ale w sumie to po co ,skoro i tak umrę?-to pytanie go zabolało.



__________________________
Dzisiaj krótko i zwięźle. Pozostałe będą mam nadzieję dłuższe ,ale i tak nikt tego nie czyta :v
America America.
Tyle tej Ameryki.
So much American People!
And so much NEWARK :v

niedziela, 20 lipca 2014

01.But blessed with beauty and rage.

-Kurwa ,wielka mi Warszawianka-krzyknął w jej stronę jakiś chłopak ,z którym starcie miał Michał-Wracaj do swoich! Wywalaj z Krakowa! Pluję na Ciebie suko! I na tego Twojego chłoptasia też!-zaśmiał się.-Jeszcze się spotkamy!-pokazał na nią palcem ,odchodząc już.
-Popierdoleniec-szepnęła sama do siebie ,włożyła dłonie do kieszeni swojej czarnej kurtki i udała się w stronę klubu ,w którym była umówiona z Michałem.
  Szła główną ulicą po to ,aby po chwili schować się w jednej ,małej uliczce ,na której mieścił się klub.
,,Paradise''. To właśnie w nim spędzała każdy weekend. Razem ze swoim chłopakiem.Jak zawsze:
Bawili się.
Pili.
Ćpali.
Otworzyła ciężkie ,mosiężne drzwi i przeszła przez korytarz. Słyszała już muzykę. Nie można tego nazwać muzyką ,ale i tak każdy się świetnie bawi przy tym łomocie. Pokazała wejściówkę i przeszła dalej.
Oślepiło ją kolorowe światło z reflektorów ,ale po chwili była już przyzwyczajona. Rozejrzała się dookoła i udała się w kierunku baru. Jak zawsze stał tam Michał. Odwrócony tyłem ,lecz jego kurtkę pozna wszędzie.
Podeszłą ,wspięła się na palce i pocałowała swojego chłopaka w policzek ,uśmiechając się przy tym.
Co jak co ,ale miłości do niego była pewna w stu procentach.
-Cześć kochanie-odwrócił się i wpił się w jej usta tak zachłannie ,że niemal brakowało im oddechu. Zarzuciła mu ręce na szyje ,a on objął ją w talii.
-Muszę Cię na chwilę przeprosić-powiedział.-Idę coś załatwić-mrugnął do niej okiem i odszedł.
  Usiadła na krzesełku przy blacie baru i spojrzała przed siebie.
Dzisiaj za barem stał jakiś nieznajomy brunet o intensywnie niebieskich oczach.
-Ooo ,kogo my tu mamy-usłyszała znajomy już jej głos-Warszawianka! -już chciała odejść ,lecz on złapał ją za rękę i pociągnął do siebie-Daj mi naprawić swoje błędy. Przepraszam. Stawiam Ci drinka.
-A co to za dobro od ciebie pała? Dziękuję ,ja spasuje. -powiedziała i już chciała odejść.
-Ej ,mała. Jak odejdziesz i się ze mną nie napijesz ,to twój chłoptaś obudzi się 3 metry pod ziemią. Może wcale się nie obudzi.
-Szantażujesz mnie ,tak sobie pogrywasz?-podeszła do niego na niebezpiecznie bliską odległość. O to jej chodziło.-Ale ty stawiasz-uśmiechnęła się złowieszczo-Nie myśl sobie ,że się Ciebie boje.
-Lubię takie-odwrócił się-Raz ,,Błękitną Lagunę''-krzyknął do chłopaka za barem.
*Matthew*
-Dzisiaj macie dzień wolny-powiedział trener-Wiecie ,pozwiedzajcie Kraków ,porozdawajcie autografy ,pokażcie się i zróbcie jutro całą tą medialną szopkę. Wywiady i tym podobne. Bądźcie gotowi.
  Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Na zegarze widniała godzina 11. Założyłem spodenki i krótką ,zwykłą koszulkę. Termometr wskazywał 32 stopnie ,więc całkiem pokaźny ,,wynik''.
Razem z Paulem i Holmes'em opuściłem hotel i udałem się na główną ulicę.
Po drodze mijaliśmy wiele fanek ,fanów ,którzy za wszelką cenę chcieli zdjęcia ,a i zwyczajnych ludzi. Śpieszących się do pracy ,domu ,sklepu. Z kamiennymi twarzami przemierzali ulice Krakowa ,nie obdarzając nikogo nawet uśmiechem. Ale oczywiście nie wszyscy.
Idąc tak i rozglądając się ,spojrzałem w pewną ,ciemną uliczkę.
   Na pozór była zwyczajną ,ciemną uliczką. Lecz zauważyłem tam coś. Postanowiłem to sprawdzić i zboczyłem z ,,trasy''. Chłopacy ocknęli się dopiero po chwili i dotrzymali mi towarzystwa. Ruszyli za mną ,pytając się co chwila o co chodzi.
-Jezu ,dzwońcie po karetkę! Zapytajcie kogoś!-krzyknąłem ,gdy zobaczyłem leżącą tam dziewczynę. Szarpałem nią ,lecz ona nie wstawała. Była sina i ledwo oddychała. Miała zakrwawioną twarz ,na której gościł liczne obrażenia.
  Paul pobiegł ,szukać pomocy ,ale zorientował się ,że szpital jest niedaleko.
Chwyciłem jej drobne ciało na ręce i szybko pobiegłem do szpitala mieszczącego się jakieś 100 metrów po drugiej stronie tej uliczki ,od zwykłej ,mało ruchliwej ulicy. Wbiegłem do środka i od razu powiedziałem wszystko co wiem. Że ją znalazłem oraz ,że nie reaguje na praktycznie nic. Pielęgniarka z rejestru od razu chwyciła telefon i zaczęła mówić coś po Polsku. Trochę rozumiałem ,w końcu się uczyłem ,bo miałem przejść do Polskiego klubu.
  Podbiegli jacyś lekarze ,zabrali mi dziewczynę i odjechali za zamknięte drzwi.
-Nie wiesz jak się nazywa?-zapytała młoda pielęgniarka.
-Nie mam pojęcia.Znalazłem ją całkiem przypadkowo.
*Godzinę później*
-Czy to pan przyprowadził tą dziewczynę?-zapytał lekarz.
-Tak. Co z nią?
-Zapraszam do gabinetu ordynatora. Niestety ,nie wiemy o niej nic i tylko pan może jej pomóc. -powiedział i zaprowadził mnie do gabinetu.
Przełożył jakieś papiery i spojrzał na mnie.
-U dziewczyny stwierdzono obecność pigułki gwałtu. Siniaki są zapewne spowodowane pobiciem. Dziewczyna była ogłupiona ,więc mogli zrobić z nią co tylko chcieli. Poza tym zauważyliśmy ,że ma problemy z sercem. Będzie musiała zostać w szpitalu na dalsze badania.
  Cholera! Zrobić z nią co tylko chcieli?
Gdybym dorwał teraz tych gówniarzy ,którzy jej to zrobili ,to przysięgam ,że nie wrócili by do domu.
Było mi jej szkoda! Ktoś nafaszerował ją pigułką gwałtu ,pobił i jeszcze zostawił na jakiejś ulicy na pewną śmierć.
-Może pan do niej wejść i porozmawiać. Może Tobie uda się coś z niej wyciągnąć.
  Chwilę później zostałem zaprowadzony do sali ,w której leżała. Jej łóżko było odgrodzone niebieskim czymś. Nie wiem jak to nazwać. Przeszedłem przez to i ją zobaczyłem.
Teraz widziałem jej twarz. Nie zakrwawioną ,lecz czystą i poniekąd zabandażowaną. Oczy miała otwarte i wpatrzone w sufit.
,,Gdy wtedy ją ujrzałem ,zobaczyłem najpiękniejszą osobę na całym świecie.Piękniejszą od kogokolwiek. Wtedy myślałem tylko i wyłącznie o tym ,żeby dowiedzieć się jak ma na imię. Chciałem ją ochronić przed złem całego świata ,schować w ramionach i nie wypuścić już nigdy. Dzisiaj ,gdy o tym myślę ,dalej mam na to ochotę. Ale chyba przed całym złem ją nie uchroniłem''
-Ktoś ty?-zapytała po Polsku.
-Matthew. To ja Cię znalazłem i zaprowadziłem do szpitala.
-Po co? Już wolałam tam zdechnąć ,niż tu być.
-Jak masz na imię? Cały personel szpitala o to pyta. Musisz im powiedzieć.
-Majka. Kepler. Datę urodzenia też chcesz?-odpowiedziała sarkastycznie. Zobaczyła moje zrezygnowanie-Przepraszam. Nie powinnam tak na Ciebie naskakiwać. Przecież uratowałeś mi życie.
-Nie ma sprawy-zaśmiałem się nerwowo.
-Nie było tu takiego chłopaka?Brązowa kurtka? Niebieskie oczy i krótkie włosy. Ciemny blondyn.
-Nie zwróciłem jakoś na to uwagi. -powiedziałem i zauważyłem jej drżące ręce. Zrobiła się blada i zaczęła ciężko oddychać. -Co się dzieje?-zapytałem. Nie była w stanie wydobyć z siebie ani słowa. Wybiegłem z sali i zawołałem pielęgniarki. Powiedziałem o co chodzi ,a dwie pobiegły na salę.
Nie miałem pojęcia co się dzieje.

_________________________

Jedynka ,jest. Heej.
POLSKAAAAA ♥
Tak się cieszę :_: Pierwszy raz. 

czwartek, 10 lipca 2014

00.Prolog

     Stanął na pięknie wyrzeźbionej podłodze. Nie wiedział ,jakim cudem dom ten nie jest jeszcze jakimś Muzeum Narodowym.
A były to dopiero schody.
Tak ,to był początek jego drogi.
     W rękach trzymał ogromny bukiet kwiatów. Mimo jego ciężkości ,jego ręce wciąż trzęsły się jak galarety.
Kto by pomyślał? On? Matthew Anderson? Trzęsie się jak galareta?
-Dasz radę-powiedział sobie w myślach.-To tylko oświadczyny. -jego ręka niepewnie powędrowała w kierunku dzwonka. Delikatnie go wcisnął ,poprawiając w tym samym czasie krawat. Czuł ,że go ściska. W tym momencie był dla niego jak sznur ,na którym zaraz zwiśnie i uleci z niego ostatni oddech.
   Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Miał ochotę uciec.
-O ,witaj Matthew.-powitał go starszy pan w okularach.-Co Cię tu sprowadza ,w nasze skromne progi?
   Skromne progi? Ten dom wyglądał ,jakby był wysadzany samymi kryształami ,a do tego najdroższym marmurem.
Jednym ,prostym gestem zaprosił go do środka. Matthew ustał na korytarzu ,od którego odchodziły wielkie,białe schody na drugie piętro. To był niemalże zamek!
-Jess-krzyknął-Matthew do Ciebie-puścił oczko przyjmującemu.
-Dzień Dobry Matthew-usłyszał za sobą. Zobaczył jej matkę. Ubrana była w niebieska sukienkę do kolan i duży ,biały kapelusz. Przy nich ,czuł się jakby wszedł do pałacu Królewskiego samej Królowej Elżbiety. A był w Los Angeles.
-Dzień Dobry ,pani Milagros.-uśmiechnął się do niej szczerze.
  Wiedzieli o wszystkim. O oświadczynach. Tylko Jessica nic nie wiedziała. Przecież nie mogła nic wiedzieć.
Ujrzał ją ,schodzącą po schodach. Jej blond ,falowane włosy podskakiwały ,a czarna sukienka przepasana różowym paskiem wyglądała idealnie.
-Matthew ,skąd te kwiaty-zaśmiała się do chłopaka.
  Uklęknął na jedno kolano i wymawiał oczywiste słowa.
-Jessico Maretti-zaczął-Wyjdziesz za mnie.
-Oh ,Matthew...-spojrzała w jego oczy. Jak zawsze szczęśliwe i wypełnione ciepłą energią*-Jesteś...wspaniały. Ale...ja nie mogę. -dokończyła ,a jego świat się zawalił.
  Dzisiaj jest tu. To tylko wspomnienie towarzyszące mu w każdej możliwej chwili życia.
Na Krakowskiej hali przygotowuje się do rozegrania pierwszego seta. Na jego twarzy jak zawsze maluje się skupienie ,a oczy przepełnione są nienawiścią. Tak jak serce.

____________
*Hehhe, jest taka?
To tak spontanicznie ,przyszło mi w nocy (dosłownie ,o 3 wymyśliłam) i tak oto zostało spełnione.
Spokojnie ,będzie zły Matthew ,będzie. Or mejbi noł?
Pozdrawiam słonecznie. Dzień zaczyna się o 22.

Archiwum