Stanął na pięknie wyrzeźbionej podłodze. Nie wiedział ,jakim cudem dom ten nie jest jeszcze jakimś Muzeum Narodowym.
A były to dopiero schody.
Tak ,to był początek jego drogi.
W rękach trzymał ogromny bukiet kwiatów. Mimo jego ciężkości ,jego ręce wciąż trzęsły się jak galarety.
Kto by pomyślał? On? Matthew Anderson? Trzęsie się jak galareta?
-Dasz radę-powiedział sobie w myślach.-To tylko oświadczyny. -jego ręka niepewnie powędrowała w kierunku dzwonka. Delikatnie go wcisnął ,poprawiając w tym samym czasie krawat. Czuł ,że go ściska. W tym momencie był dla niego jak sznur ,na którym zaraz zwiśnie i uleci z niego ostatni oddech.
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Miał ochotę uciec.
-O ,witaj Matthew.-powitał go starszy pan w okularach.-Co Cię tu sprowadza ,w nasze skromne progi?
Skromne progi? Ten dom wyglądał ,jakby był wysadzany samymi kryształami ,a do tego najdroższym marmurem.
Jednym ,prostym gestem zaprosił go do środka. Matthew ustał na korytarzu ,od którego odchodziły wielkie,białe schody na drugie piętro. To był niemalże zamek!
-Jess-krzyknął-Matthew do Ciebie-puścił oczko przyjmującemu.
-Dzień Dobry Matthew-usłyszał za sobą. Zobaczył jej matkę. Ubrana była w niebieska sukienkę do kolan i duży ,biały kapelusz. Przy nich ,czuł się jakby wszedł do pałacu Królewskiego samej Królowej Elżbiety. A był w Los Angeles.
-Dzień Dobry ,pani Milagros.-uśmiechnął się do niej szczerze.
Wiedzieli o wszystkim. O oświadczynach. Tylko Jessica nic nie wiedziała. Przecież nie mogła nic wiedzieć.
Ujrzał ją ,schodzącą po schodach. Jej blond ,falowane włosy podskakiwały ,a czarna sukienka przepasana różowym paskiem wyglądała idealnie.
-Matthew ,skąd te kwiaty-zaśmiała się do chłopaka.
Uklęknął na jedno kolano i wymawiał oczywiste słowa.
-Jessico Maretti-zaczął-Wyjdziesz za mnie.
-Oh ,Matthew...-spojrzała w jego oczy. Jak zawsze szczęśliwe i wypełnione ciepłą energią*-Jesteś...wspaniały. Ale...ja nie mogę. -dokończyła ,a jego świat się zawalił.
Dzisiaj jest tu. To tylko wspomnienie towarzyszące mu w każdej możliwej chwili życia.
Na Krakowskiej hali przygotowuje się do rozegrania pierwszego seta. Na jego twarzy jak zawsze maluje się skupienie ,a oczy przepełnione są nienawiścią. Tak jak serce.
____________
*Hehhe, jest taka?
To tak spontanicznie ,przyszło mi w nocy (dosłownie ,o 3 wymyśliłam) i tak oto zostało spełnione.
Spokojnie ,będzie zły Matthew ,będzie. Or mejbi noł?
Pozdrawiam słonecznie. Dzień zaczyna się o 22.
Nie wiem ,czy jest taka ,ale chyba powinna być. A jak nie to brrrrawo wygrałaś internety i nowe słowo w słowniku :33
OdpowiedzUsuńKOCHAM JUŻ TO OPOWIADANIE ,REALLY :<
A ty zamiast publikować to się życiem zajmij ,bo coś cienko:)
ALE I TAK CIE MEGA KOCHAM I CO TAM TE 6 872 km ?
+Zabije Cie.
/Mortiś :*
już to uwielbiam
OdpowiedzUsuńhjehjehje
czemu ona tego nie przyjęła?! sucza hshs
czekam
i gdy u Ciebie jest 18
u mnie prawie północ
i zasypiam przed laptopem ;-;
pisz dalej biczo
czekam
weny!
/Martyna (po co ja sie podpisuje, jak i tak wiesz kim jestem ;-;)
Dawaj kolejne rozdziały :3 sosenko :3 czekam ! jutro się spotkamy to pogadamy :)
OdpowiedzUsuń/ sama wiesz kto :P