środa, 6 sierpnia 2014

03.The way you'd play with me like a child

*31 sierpnia*
   Nie zgodziła się na leczenie ,bo wiedziała że i tak umrze ,a chciała jakoś wykorzystać te 5 miesięcy. Dali jej tylko leki ,które mogą spowolnić ten proces ,ale po których będzie ospała i nie będzie miała kontaktu ze światem .Mimo to ,wzięła je.
Postanowiła ,że wróci. Do domu. Do rodziców.
Do tej pory mieszkała z Michałem w bloku w centrum Krakowa. Z pieniędzy ,które przesyłali jej rodzice dało się wyżyć i jeszcze kupić narkotyki i opłacić połowę czynszu za mieszkanie.
Byli po prostu rozpieszczonymi bachorami ,którym nigdy nie brakowało pieniędzy.
  Wróciła do mieszkania ,które było puste. Michał jak zwykle się gdzieś szwendał. W sklepie po drodze kupiła dużą walizkę i mniejszą torbę zgodną z wymogami LOT'u ,które wytłumaczyła jej pani w sklepie. Zaczęła pakować swoje ciuchy i rzeczy . Jeszcze w szpitalu kupiła bilet lotniczy z Krakowa do Warszawy na dzisiaj przed południem.W Warszawie chciała być jak najszybciej. Jest 5 rano ,a ona właśnie wychodzi z mieszkania z torbą z laptopem,bagażem podręcznym ,wydrukowanym biletem i dużym bagażem do nadania. Zamknęła mieszkanie ,w którym zostawiła karteczkę. Napisała na niej ,że klucz zostawi u jego przyjaciela z niższego piętra oraz ,żeby jej po prostu nie szukał.
Chce zacząć życie na nowo. Bez Michała ,mimo że go kocha.
Zamówiła taksówkę i pół godziny później była już na lotnisku. Miała 4 godziny do lotu ,więc po prostu siedziała i czekała na otworzenie bramek.
   Matthew nie mógł przestać o niej myśleć. Wiedział ,że dzisiaj wychodzi ze szpitala. Chciał do niej iść,ale nie mógł. Rano miał trening ,potem ustawianie taktyki . Pierwszy mecz mają o 16:30.Wczoraj Polska wygrała z Serbią tracąc tylko jednego seta.
Wstali o 10 ,ubrali się i zjedli zlecone przez drużynowego dietetyka śniadanie ,odpoczęli i poszli na trening ,podczas gdy sztab szkoleniowy obmyślał ostateczną taktykę.
Nie wiedział ,że w tym samym momencie Majka jest już w Warszawie.
  Wyszła z lotniska Chopina i taksówką udała się w kierunku Centrum ,gdzie w jednym z osiedli mieszkaniowych było mieszkanie jej ,rodziców i jej młodszego brata ,który chodzi do 2 gimnazjum. Żadne z nich nie wiedziało nic o narkotykach. Myśleli tylko ,że pracuje. Pracowała w galerii ,w H&M. Jej rodzina wiedziała o Michale ,o tej niby wielkiej miłości.
Kod do wejścia,numer mieszkania znała od zawsze. W końcu miliony razy wychodziła i wchodziła.
 Ale Warszawa się zmieniła.4 lata temu się przeprowadziła ,a Liceum skończyła tam. Chciała iść na Anglistykę ,lecz nie poszła ,bo przecież wolała ,,wolność''.
Weszła do windy i przycisnęła przycisk z trzynastką. Po chwili była już na tym piętrze i udała sie do mieszkania numer 25. Przycisnęła dzwonek ,a po chwili drzwi otworzył jej Damian ,jej brat. Otworzył tylko szeroko buzię ze zdziwienia i krzyknął
-Majka!-rzucił się na nią-Co ty tu robisz siostra? Właź!
-Jej ,Damian .Też się cieszę- zaśmiała się. -Są rodzice?
-Wracają za jakieś pół godziny ,a ja miałem iść kupić jakiś krawat na jutro. Bo rozpoczęcie roku.
-To ja z Tobą pójdę. Tylko się ogarnę ,dobra? I poczekamy na rodziców.
-Dobra ,wiesz gdzie twój pokój. Nie ruszali go od Twojego wyjazdu. Wszystko jest tak jak było.
-To fajnie-odpowiedziała i otworzyła drzwi do swojego pokoju. Białe meble ,o które tyle walczyła ,duże metalowe białe łóżko. Nic się tu nie zmieniło ,tak jak powiedział jej brat. Położyła laptopa na biurko ,a walizkę zostawiła na podłodze a bagaż podręczny z dokumentami i najważniejszymi rzeczami położyła na łóżku. Zrobiło się chłodno ,więc założyła długie ,dżinsowe spodnie i bordową bluzę. Usłyszała otwieranie drzwi wejściowych. Wyszła z pokoju i w salonie zobaczyła swoich rodziców.
-Maja!-pierwsza zauważyła ją mama ,a chwilę po niej tata. Razem rzucili się po to ,żeby przytulić swoją córkę. -Co ty tu robisz?
-Ale mogę wrócić przecież-pokazała ręką na walizki-Jestem jeszcze spakowana-zaśmiała się.
-Absolutnie!
-Wracam tu na stałe-powiedziała i miała łzy w oczach ,bo wiedziała że w jej przypadku to nie za długo.
-To świetnie! A gdzie masz Michała-zapytała jej mama-Pokłóciliście się?-zapytała widząc łzy w jej oczach.
-Z Michałem to ...koniec. Głównie dlatego tu wróciłam. Ale to nic ważnego ,zaczynam życie na nowo. A teraz idę z bratem do którejś galerii . Po staremu.
-Najpierw do Złotych Tarasów!-wtrącił młodszy.
-Tak ,będziemy kupować krawat-zaśmiała się.
-To idźcie. Pewnie pozapominałaś jak to wszystko wygląda. Lećcie ja z tatą musimy pozałatwiać jeszcze sprawy w firmie i jechać na Mokotów.
  Ich wyjście skończyło się setkami zdjęć ,kupieniem zwykłego czarnego krawata.
Damian był wysoki. W wieku prawie 15 lat miał ponad 180 cm. Trenował piłkę nożną i siatkówkę i już wie ,że idealnym dla niego liceum będzie Liceum im. Mistrzostwa Sportowego. Tylko nie wiedział co wybrać. Piłkę nożną czy siatkówkę.
Wrócili o 16:30 i od razu włączyli TV ,żeby obejrzeć mecz Amerykanów.
Siedzieli sami w domu i oglądali. Na parkiecie od pierwszych minut był Matthew. Pierwszy set dla Amerykanów ,drugi też. Ale 3 był dla Belgów. Matthew szykował się do serwisu rozpoczynającego 4 set ,wykonał go i wrócił na swoją pozycję. Belgowie obronili tą piłkę i chcąc zdobyć punkt ,,przywalili'' jak najmocniej potrafili. Ofiarą tego był Matthew.
  Na jego twarzy widać było grymas bólu i trzymał się za lewą rękę. Sztab medyczny od razu do niego podbiegł ,a z ust komentatora wydobyło się:
-Ooo ,niedobrze. To wygląda na skręcenie lub złamanie. To może popsuć jego start w Mistrzostwach. Czyżby powrót do Ameryki i dłuższy urlop?

_____________
Krótki ,ale jakoś nie ogarniam niczego.
Następny dłuższy ,obiecuje :<

1 komentarz:

  1. Tak mi sie jej szkoda zrobiło że ooo :(
    I Matthew'a też ,ta potworna kontuzja :(
    /Mortiś :**

    OdpowiedzUsuń

Archiwum