Było jej głupio ,że tak potraktowała. Przecież uratował jej życie.
Nie do końca uratował. Jego część. Jej życia nie da się już uratować.
-Co się z nią dzieje-zapytał pielęgniarki.
-Jej serce ustało. Ale już jest dobrze. Musi posiedzieć tu więcej niż sądziliśmy. Ma prawdopodobnie poważną wadę serca.
-Jaką?
-Niedokrwienie. Z badań wynika też,że ma astmę. Dajemy jej góra pięć miesięcy.
-Jak to dajemy?!
-Niedokrwienie nie było leczone ,dla dziewczyny jest już za późno. Możemy tylko przedłużyć jej życie o miesiąc ,góra półtora.
-No ale nie można zrobić jakiegoś przeszczepu czy czegoś?-zapytał i czuł ,że jego głos powoli się łamie.
-Niestety ,ale to nie jest możliwe. Serce i tak prawdopodobnie by się nie przyjęło ,jej organizm jest za słaby.Chcielibyśmy ,ale niestety nie możemy. Naprawdę nam przykro... Musimy przenieść ją na oddzielną salę. Ale to od niej zależy ,czy dalej będzie w szpitalu. Może się wypisać ,nie przyjmować leków ,od których i tak będzie miała problemy z normalnym życiem. Będzie chciało jej się spać ,będzie zmęczona. Innymi słowy,przez te 5 miesięcy będzie się czuła jak człowiek pod koniec swojego życia. -powiedziała ,a on już nie dał rady. Z jego oczu popłynęły łzy.
Nie znał jej. Ale było mu jej cholernie szkoda.
Gdzie są jej rodzice? Czy ktokolwiek?
W pewnym momencie do szpitala wpadł jakiś chłopak. Na oko miał powyżej 20 lat. Jego przenikliwe niebieskie ,niemalże świecące oczy odróżniały się od jasnobrązowej kurtki ,włosów i zwykłych dżinsów.
-Maja Kepler. Trafiła tu niedawno. Brązowe włosy ,niebieskie oczy. Miała na sobie brązową ,wytartą kurtkę i krótkie spodenki.
Czyżby to był jej chłopak?
,,Wtedy poczułem zazdrość. Nie wiem czemu ,ale po prostu ją poczułem. I to śmieszne ,bo praktycznie jej wtedy nie znałem. Ale wiedziałem ,że dla niej oddam nawet własne serce. ''-Leży w sali numer 212. Powinna teraz odpoczywać.-odpowiedziała pielęgniarka ,z którą chwilę wcześniej rozmawiał o stanie zdrowia Majki.
-Przepraszam ,że przeze mnie spędzamy ten czas w szpitalu-zaczął.
-No gdzie tam.-odpowiedział Lotman-Gdzie ty tam i my.
Dziewczyna leżała właśnie już w swojej ,,prywatnej'' sali. Nie spała ,chociaż miała taką ochotę. Cały czas myślała o Matthew'ie ,Michale i o tej pieprzonej pigułce ,którą podał jej pewnie ten ,którego imienia nawet teraz nie pamięta. Byłą głupia ,że pozwolił mu postawić sobie drinka.
-Majka!-usłyszała w wejściu i spojrzała w tamtą stronę. Swoimi łzawiącymi oczami ujrzała Michała. Od razu się podniosła ,mimo ,że to sprawiło jej mnóstwo bólu i musiała się przy tym nieźle wysilić.
-Skąd wiedziałeś gdzie jestem?
-Nie ważne. Co się stało?
-Nic specjalnego-powiedziała i z powrotem się położyła.-Idź zajmij się swoimi sprawami.
*Kilka godzin później*
Matthew nadal był w szpitalu ,Michał już dawno z niego wyszedł. Dość wkurzony.
Lekarze zaraz mają powiedzieć jej prawdę.
Bolesną prawdę.
Zaprzyjaźnił się z nią. Można bynajmniej tak powiedzieć. Razem z chłopakami siedzieli przy jej łóżku ,rozmawiali ,śmiali się i grali w karty na telefonie Lotmana.
Razem z lekarzem wszedł do jej sali. Powiedzieli ,że lepiej dla niej będzie ,jeśli w tym momencie będzie ktoś taki jak on. Rozmawiali ,zobaczyła ,że można mu zaufać.
-Pani Majo-zaczął ordynator szpitala ,jednocześnie będący jej lekarzem-Ma pani Niedokrwienie Serca i Astmę. Niedokrwienie to poważna choroba. Wiąże się ona z częstym brakiem tchu ,osłabieniem i bladością ,mroczkami przed oczami. Częstym mdleniem. Przykro mi przekazywać takie informacje ,ale niestety muszę. 6 i pół miesiąca to najwięcej ile możemy pani dać. -mówił ,a przyjazne ogniki w jej oczach zmienił się we łzy-Choroba nie była leczona ,więc to prawdopodobnie niemożliwe jest ,aby coś wskórać.
-To pewne?-zapytała niepewnie ,wpatrzona w lekarza.
-Tak. Dla pewności zrobiliśmy kilka dodatkowych badań ,a zresztą już sama aparatura nas do tego przekonała. W pewnym momencie krew całkowicie przestanie dopływać do serca.-dokończył-Muszę iść do innych pacjentów ,przepraszam. Jeszcze do pani zajrzę.
Lekarz wyszedł,a Matthew wyjął taboret spod jej szpitalnego łóżka i usiadł obok niej.
-Jakie miałaś marzenie? Takie ogromne marzenie.
-Dlaczego pytasz?-przetarła oczy i spojrzała na niego.
-Warto mówić marzenia na głos ,a może ktoś usłyszy i je spełni.
-Zwiedzić Amerykę ,Europę. Ale to niemożliwe.-odparła-Dla Ciebie Ameryka to pewnie nic specjalnego ,pewnie zwiedziłeś ją wzdłuż i wszerz. A ja jestem zwykłą ćpunką.
-Ćpunką?
-Tak. Ćpałam. Jeszcze wczoraj.
-Ale musisz przestać ,wiesz o tym?
-Łatwo ci mówić. Przestać ćpać ,to dla nas jak dla Ciebie rzucić siatkówkę. Przyjemne? Chciałbyś rzucić siatkówkę? Chciałbyś? No to pomyśl. Wiem ,że mam chore serce i będę robiła wszystko co w mojej mocy żeby przestać. Ale to jest ciężkie do cholery jasnej!
-Dobra ,przestań proszę. Uda Ci się.
-Ale w sumie to po co ,skoro i tak umrę?-to pytanie go zabolało.
__________________________
Dzisiaj krótko i zwięźle. Pozostałe będą mam nadzieję dłuższe ,ale i tak nikt tego nie czyta :v
America America.
Tyle tej Ameryki.
So much American People!
And so much NEWARK :v
poniedziałek, 28 lipca 2014
niedziela, 20 lipca 2014
01.But blessed with beauty and rage.
-Kurwa ,wielka mi Warszawianka-krzyknął w jej stronę jakiś chłopak ,z którym starcie miał Michał-Wracaj do swoich! Wywalaj z Krakowa! Pluję na Ciebie suko! I na tego Twojego chłoptasia też!-zaśmiał się.-Jeszcze się spotkamy!-pokazał na nią palcem ,odchodząc już.
-Popierdoleniec-szepnęła sama do siebie ,włożyła dłonie do kieszeni swojej czarnej kurtki i udała się w stronę klubu ,w którym była umówiona z Michałem.
Szła główną ulicą po to ,aby po chwili schować się w jednej ,małej uliczce ,na której mieścił się klub.
,,Paradise''. To właśnie w nim spędzała każdy weekend. Razem ze swoim chłopakiem.Jak zawsze:
Bawili się.
Pili.
Ćpali.
Otworzyła ciężkie ,mosiężne drzwi i przeszła przez korytarz. Słyszała już muzykę. Nie można tego nazwać muzyką ,ale i tak każdy się świetnie bawi przy tym łomocie. Pokazała wejściówkę i przeszła dalej.
Oślepiło ją kolorowe światło z reflektorów ,ale po chwili była już przyzwyczajona. Rozejrzała się dookoła i udała się w kierunku baru. Jak zawsze stał tam Michał. Odwrócony tyłem ,lecz jego kurtkę pozna wszędzie.
Podeszłą ,wspięła się na palce i pocałowała swojego chłopaka w policzek ,uśmiechając się przy tym.
Co jak co ,ale miłości do niego była pewna w stu procentach.
-Cześć kochanie-odwrócił się i wpił się w jej usta tak zachłannie ,że niemal brakowało im oddechu. Zarzuciła mu ręce na szyje ,a on objął ją w talii.
-Muszę Cię na chwilę przeprosić-powiedział.-Idę coś załatwić-mrugnął do niej okiem i odszedł.
Usiadła na krzesełku przy blacie baru i spojrzała przed siebie.
Dzisiaj za barem stał jakiś nieznajomy brunet o intensywnie niebieskich oczach.
-Ooo ,kogo my tu mamy-usłyszała znajomy już jej głos-Warszawianka! -już chciała odejść ,lecz on złapał ją za rękę i pociągnął do siebie-Daj mi naprawić swoje błędy. Przepraszam. Stawiam Ci drinka.
-A co to za dobro od ciebie pała? Dziękuję ,ja spasuje. -powiedziała i już chciała odejść.
-Ej ,mała. Jak odejdziesz i się ze mną nie napijesz ,to twój chłoptaś obudzi się 3 metry pod ziemią. Może wcale się nie obudzi.
-Szantażujesz mnie ,tak sobie pogrywasz?-podeszła do niego na niebezpiecznie bliską odległość. O to jej chodziło.-Ale ty stawiasz-uśmiechnęła się złowieszczo-Nie myśl sobie ,że się Ciebie boje.
-Lubię takie-odwrócił się-Raz ,,Błękitną Lagunę''-krzyknął do chłopaka za barem.
*Matthew*
-Dzisiaj macie dzień wolny-powiedział trener-Wiecie ,pozwiedzajcie Kraków ,porozdawajcie autografy ,pokażcie się i zróbcie jutro całą tą medialną szopkę. Wywiady i tym podobne. Bądźcie gotowi.
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Na zegarze widniała godzina 11. Założyłem spodenki i krótką ,zwykłą koszulkę. Termometr wskazywał 32 stopnie ,więc całkiem pokaźny ,,wynik''.
Razem z Paulem i Holmes'em opuściłem hotel i udałem się na główną ulicę.
Po drodze mijaliśmy wiele fanek ,fanów ,którzy za wszelką cenę chcieli zdjęcia ,a i zwyczajnych ludzi. Śpieszących się do pracy ,domu ,sklepu. Z kamiennymi twarzami przemierzali ulice Krakowa ,nie obdarzając nikogo nawet uśmiechem. Ale oczywiście nie wszyscy.
Idąc tak i rozglądając się ,spojrzałem w pewną ,ciemną uliczkę.
Na pozór była zwyczajną ,ciemną uliczką. Lecz zauważyłem tam coś. Postanowiłem to sprawdzić i zboczyłem z ,,trasy''. Chłopacy ocknęli się dopiero po chwili i dotrzymali mi towarzystwa. Ruszyli za mną ,pytając się co chwila o co chodzi.
-Jezu ,dzwońcie po karetkę! Zapytajcie kogoś!-krzyknąłem ,gdy zobaczyłem leżącą tam dziewczynę. Szarpałem nią ,lecz ona nie wstawała. Była sina i ledwo oddychała. Miała zakrwawioną twarz ,na której gościł liczne obrażenia.
Paul pobiegł ,szukać pomocy ,ale zorientował się ,że szpital jest niedaleko.
Chwyciłem jej drobne ciało na ręce i szybko pobiegłem do szpitala mieszczącego się jakieś 100 metrów po drugiej stronie tej uliczki ,od zwykłej ,mało ruchliwej ulicy. Wbiegłem do środka i od razu powiedziałem wszystko co wiem. Że ją znalazłem oraz ,że nie reaguje na praktycznie nic. Pielęgniarka z rejestru od razu chwyciła telefon i zaczęła mówić coś po Polsku. Trochę rozumiałem ,w końcu się uczyłem ,bo miałem przejść do Polskiego klubu.
Podbiegli jacyś lekarze ,zabrali mi dziewczynę i odjechali za zamknięte drzwi.
-Nie wiesz jak się nazywa?-zapytała młoda pielęgniarka.
-Nie mam pojęcia.Znalazłem ją całkiem przypadkowo.
*Godzinę później*
-Czy to pan przyprowadził tą dziewczynę?-zapytał lekarz.
-Tak. Co z nią?
-Zapraszam do gabinetu ordynatora. Niestety ,nie wiemy o niej nic i tylko pan może jej pomóc. -powiedział i zaprowadził mnie do gabinetu.
Przełożył jakieś papiery i spojrzał na mnie.
-U dziewczyny stwierdzono obecność pigułki gwałtu. Siniaki są zapewne spowodowane pobiciem. Dziewczyna była ogłupiona ,więc mogli zrobić z nią co tylko chcieli. Poza tym zauważyliśmy ,że ma problemy z sercem. Będzie musiała zostać w szpitalu na dalsze badania.
Cholera! Zrobić z nią co tylko chcieli?
Gdybym dorwał teraz tych gówniarzy ,którzy jej to zrobili ,to przysięgam ,że nie wrócili by do domu.
Było mi jej szkoda! Ktoś nafaszerował ją pigułką gwałtu ,pobił i jeszcze zostawił na jakiejś ulicy na pewną śmierć.
-Może pan do niej wejść i porozmawiać. Może Tobie uda się coś z niej wyciągnąć.
Chwilę później zostałem zaprowadzony do sali ,w której leżała. Jej łóżko było odgrodzone niebieskim czymś. Nie wiem jak to nazwać. Przeszedłem przez to i ją zobaczyłem.
Teraz widziałem jej twarz. Nie zakrwawioną ,lecz czystą i poniekąd zabandażowaną. Oczy miała otwarte i wpatrzone w sufit.
,,Gdy wtedy ją ujrzałem ,zobaczyłem najpiękniejszą osobę na całym świecie.Piękniejszą od kogokolwiek. Wtedy myślałem tylko i wyłącznie o tym ,żeby dowiedzieć się jak ma na imię. Chciałem ją ochronić przed złem całego świata ,schować w ramionach i nie wypuścić już nigdy. Dzisiaj ,gdy o tym myślę ,dalej mam na to ochotę. Ale chyba przed całym złem ją nie uchroniłem''
-Ktoś ty?-zapytała po Polsku.
-Matthew. To ja Cię znalazłem i zaprowadziłem do szpitala.
-Po co? Już wolałam tam zdechnąć ,niż tu być.
-Jak masz na imię? Cały personel szpitala o to pyta. Musisz im powiedzieć.
-Majka. Kepler. Datę urodzenia też chcesz?-odpowiedziała sarkastycznie. Zobaczyła moje zrezygnowanie-Przepraszam. Nie powinnam tak na Ciebie naskakiwać. Przecież uratowałeś mi życie.
-Nie ma sprawy-zaśmiałem się nerwowo.
-Nie było tu takiego chłopaka?Brązowa kurtka? Niebieskie oczy i krótkie włosy. Ciemny blondyn.
-Nie zwróciłem jakoś na to uwagi. -powiedziałem i zauważyłem jej drżące ręce. Zrobiła się blada i zaczęła ciężko oddychać. -Co się dzieje?-zapytałem. Nie była w stanie wydobyć z siebie ani słowa. Wybiegłem z sali i zawołałem pielęgniarki. Powiedziałem o co chodzi ,a dwie pobiegły na salę.
Nie miałem pojęcia co się dzieje.
_________________________
Jedynka ,jest. Heej.
POLSKAAAAA ♥
Tak się cieszę :_: Pierwszy raz.
-Popierdoleniec-szepnęła sama do siebie ,włożyła dłonie do kieszeni swojej czarnej kurtki i udała się w stronę klubu ,w którym była umówiona z Michałem.
Szła główną ulicą po to ,aby po chwili schować się w jednej ,małej uliczce ,na której mieścił się klub.
,,Paradise''. To właśnie w nim spędzała każdy weekend. Razem ze swoim chłopakiem.Jak zawsze:
Bawili się.
Pili.
Ćpali.
Otworzyła ciężkie ,mosiężne drzwi i przeszła przez korytarz. Słyszała już muzykę. Nie można tego nazwać muzyką ,ale i tak każdy się świetnie bawi przy tym łomocie. Pokazała wejściówkę i przeszła dalej.
Oślepiło ją kolorowe światło z reflektorów ,ale po chwili była już przyzwyczajona. Rozejrzała się dookoła i udała się w kierunku baru. Jak zawsze stał tam Michał. Odwrócony tyłem ,lecz jego kurtkę pozna wszędzie.
Podeszłą ,wspięła się na palce i pocałowała swojego chłopaka w policzek ,uśmiechając się przy tym.
Co jak co ,ale miłości do niego była pewna w stu procentach.
-Cześć kochanie-odwrócił się i wpił się w jej usta tak zachłannie ,że niemal brakowało im oddechu. Zarzuciła mu ręce na szyje ,a on objął ją w talii.
-Muszę Cię na chwilę przeprosić-powiedział.-Idę coś załatwić-mrugnął do niej okiem i odszedł.
Usiadła na krzesełku przy blacie baru i spojrzała przed siebie.
Dzisiaj za barem stał jakiś nieznajomy brunet o intensywnie niebieskich oczach.
-Ooo ,kogo my tu mamy-usłyszała znajomy już jej głos-Warszawianka! -już chciała odejść ,lecz on złapał ją za rękę i pociągnął do siebie-Daj mi naprawić swoje błędy. Przepraszam. Stawiam Ci drinka.
-A co to za dobro od ciebie pała? Dziękuję ,ja spasuje. -powiedziała i już chciała odejść.
-Ej ,mała. Jak odejdziesz i się ze mną nie napijesz ,to twój chłoptaś obudzi się 3 metry pod ziemią. Może wcale się nie obudzi.
-Szantażujesz mnie ,tak sobie pogrywasz?-podeszła do niego na niebezpiecznie bliską odległość. O to jej chodziło.-Ale ty stawiasz-uśmiechnęła się złowieszczo-Nie myśl sobie ,że się Ciebie boje.
-Lubię takie-odwrócił się-Raz ,,Błękitną Lagunę''-krzyknął do chłopaka za barem.
*Matthew*
-Dzisiaj macie dzień wolny-powiedział trener-Wiecie ,pozwiedzajcie Kraków ,porozdawajcie autografy ,pokażcie się i zróbcie jutro całą tą medialną szopkę. Wywiady i tym podobne. Bądźcie gotowi.
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Na zegarze widniała godzina 11. Założyłem spodenki i krótką ,zwykłą koszulkę. Termometr wskazywał 32 stopnie ,więc całkiem pokaźny ,,wynik''.
Razem z Paulem i Holmes'em opuściłem hotel i udałem się na główną ulicę.
Po drodze mijaliśmy wiele fanek ,fanów ,którzy za wszelką cenę chcieli zdjęcia ,a i zwyczajnych ludzi. Śpieszących się do pracy ,domu ,sklepu. Z kamiennymi twarzami przemierzali ulice Krakowa ,nie obdarzając nikogo nawet uśmiechem. Ale oczywiście nie wszyscy.
Idąc tak i rozglądając się ,spojrzałem w pewną ,ciemną uliczkę.
Na pozór była zwyczajną ,ciemną uliczką. Lecz zauważyłem tam coś. Postanowiłem to sprawdzić i zboczyłem z ,,trasy''. Chłopacy ocknęli się dopiero po chwili i dotrzymali mi towarzystwa. Ruszyli za mną ,pytając się co chwila o co chodzi.
-Jezu ,dzwońcie po karetkę! Zapytajcie kogoś!-krzyknąłem ,gdy zobaczyłem leżącą tam dziewczynę. Szarpałem nią ,lecz ona nie wstawała. Była sina i ledwo oddychała. Miała zakrwawioną twarz ,na której gościł liczne obrażenia.
Paul pobiegł ,szukać pomocy ,ale zorientował się ,że szpital jest niedaleko.
Chwyciłem jej drobne ciało na ręce i szybko pobiegłem do szpitala mieszczącego się jakieś 100 metrów po drugiej stronie tej uliczki ,od zwykłej ,mało ruchliwej ulicy. Wbiegłem do środka i od razu powiedziałem wszystko co wiem. Że ją znalazłem oraz ,że nie reaguje na praktycznie nic. Pielęgniarka z rejestru od razu chwyciła telefon i zaczęła mówić coś po Polsku. Trochę rozumiałem ,w końcu się uczyłem ,bo miałem przejść do Polskiego klubu.
Podbiegli jacyś lekarze ,zabrali mi dziewczynę i odjechali za zamknięte drzwi.
-Nie wiesz jak się nazywa?-zapytała młoda pielęgniarka.
-Nie mam pojęcia.Znalazłem ją całkiem przypadkowo.
*Godzinę później*
-Czy to pan przyprowadził tą dziewczynę?-zapytał lekarz.
-Tak. Co z nią?
-Zapraszam do gabinetu ordynatora. Niestety ,nie wiemy o niej nic i tylko pan może jej pomóc. -powiedział i zaprowadził mnie do gabinetu.
Przełożył jakieś papiery i spojrzał na mnie.
-U dziewczyny stwierdzono obecność pigułki gwałtu. Siniaki są zapewne spowodowane pobiciem. Dziewczyna była ogłupiona ,więc mogli zrobić z nią co tylko chcieli. Poza tym zauważyliśmy ,że ma problemy z sercem. Będzie musiała zostać w szpitalu na dalsze badania.
Cholera! Zrobić z nią co tylko chcieli?
Gdybym dorwał teraz tych gówniarzy ,którzy jej to zrobili ,to przysięgam ,że nie wrócili by do domu.
Było mi jej szkoda! Ktoś nafaszerował ją pigułką gwałtu ,pobił i jeszcze zostawił na jakiejś ulicy na pewną śmierć.
-Może pan do niej wejść i porozmawiać. Może Tobie uda się coś z niej wyciągnąć.
Chwilę później zostałem zaprowadzony do sali ,w której leżała. Jej łóżko było odgrodzone niebieskim czymś. Nie wiem jak to nazwać. Przeszedłem przez to i ją zobaczyłem.
Teraz widziałem jej twarz. Nie zakrwawioną ,lecz czystą i poniekąd zabandażowaną. Oczy miała otwarte i wpatrzone w sufit.
,,Gdy wtedy ją ujrzałem ,zobaczyłem najpiękniejszą osobę na całym świecie.Piękniejszą od kogokolwiek. Wtedy myślałem tylko i wyłącznie o tym ,żeby dowiedzieć się jak ma na imię. Chciałem ją ochronić przed złem całego świata ,schować w ramionach i nie wypuścić już nigdy. Dzisiaj ,gdy o tym myślę ,dalej mam na to ochotę. Ale chyba przed całym złem ją nie uchroniłem''
-Ktoś ty?-zapytała po Polsku.
-Matthew. To ja Cię znalazłem i zaprowadziłem do szpitala.
-Po co? Już wolałam tam zdechnąć ,niż tu być.
-Jak masz na imię? Cały personel szpitala o to pyta. Musisz im powiedzieć.
-Majka. Kepler. Datę urodzenia też chcesz?-odpowiedziała sarkastycznie. Zobaczyła moje zrezygnowanie-Przepraszam. Nie powinnam tak na Ciebie naskakiwać. Przecież uratowałeś mi życie.
-Nie ma sprawy-zaśmiałem się nerwowo.
-Nie było tu takiego chłopaka?Brązowa kurtka? Niebieskie oczy i krótkie włosy. Ciemny blondyn.
-Nie zwróciłem jakoś na to uwagi. -powiedziałem i zauważyłem jej drżące ręce. Zrobiła się blada i zaczęła ciężko oddychać. -Co się dzieje?-zapytałem. Nie była w stanie wydobyć z siebie ani słowa. Wybiegłem z sali i zawołałem pielęgniarki. Powiedziałem o co chodzi ,a dwie pobiegły na salę.
Nie miałem pojęcia co się dzieje.
_________________________
Jedynka ,jest. Heej.
POLSKAAAAA ♥
Tak się cieszę :_: Pierwszy raz.
czwartek, 10 lipca 2014
00.Prolog
Stanął na pięknie wyrzeźbionej podłodze. Nie wiedział ,jakim cudem dom ten nie jest jeszcze jakimś Muzeum Narodowym.
A były to dopiero schody.
Tak ,to był początek jego drogi.
W rękach trzymał ogromny bukiet kwiatów. Mimo jego ciężkości ,jego ręce wciąż trzęsły się jak galarety.
Kto by pomyślał? On? Matthew Anderson? Trzęsie się jak galareta?
-Dasz radę-powiedział sobie w myślach.-To tylko oświadczyny. -jego ręka niepewnie powędrowała w kierunku dzwonka. Delikatnie go wcisnął ,poprawiając w tym samym czasie krawat. Czuł ,że go ściska. W tym momencie był dla niego jak sznur ,na którym zaraz zwiśnie i uleci z niego ostatni oddech.
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Miał ochotę uciec.
-O ,witaj Matthew.-powitał go starszy pan w okularach.-Co Cię tu sprowadza ,w nasze skromne progi?
Skromne progi? Ten dom wyglądał ,jakby był wysadzany samymi kryształami ,a do tego najdroższym marmurem.
Jednym ,prostym gestem zaprosił go do środka. Matthew ustał na korytarzu ,od którego odchodziły wielkie,białe schody na drugie piętro. To był niemalże zamek!
-Jess-krzyknął-Matthew do Ciebie-puścił oczko przyjmującemu.
-Dzień Dobry Matthew-usłyszał za sobą. Zobaczył jej matkę. Ubrana była w niebieska sukienkę do kolan i duży ,biały kapelusz. Przy nich ,czuł się jakby wszedł do pałacu Królewskiego samej Królowej Elżbiety. A był w Los Angeles.
-Dzień Dobry ,pani Milagros.-uśmiechnął się do niej szczerze.
Wiedzieli o wszystkim. O oświadczynach. Tylko Jessica nic nie wiedziała. Przecież nie mogła nic wiedzieć.
Ujrzał ją ,schodzącą po schodach. Jej blond ,falowane włosy podskakiwały ,a czarna sukienka przepasana różowym paskiem wyglądała idealnie.
-Matthew ,skąd te kwiaty-zaśmiała się do chłopaka.
Uklęknął na jedno kolano i wymawiał oczywiste słowa.
-Jessico Maretti-zaczął-Wyjdziesz za mnie.
-Oh ,Matthew...-spojrzała w jego oczy. Jak zawsze szczęśliwe i wypełnione ciepłą energią*-Jesteś...wspaniały. Ale...ja nie mogę. -dokończyła ,a jego świat się zawalił.
Dzisiaj jest tu. To tylko wspomnienie towarzyszące mu w każdej możliwej chwili życia.
Na Krakowskiej hali przygotowuje się do rozegrania pierwszego seta. Na jego twarzy jak zawsze maluje się skupienie ,a oczy przepełnione są nienawiścią. Tak jak serce.
____________
*Hehhe, jest taka?
To tak spontanicznie ,przyszło mi w nocy (dosłownie ,o 3 wymyśliłam) i tak oto zostało spełnione.
Spokojnie ,będzie zły Matthew ,będzie. Or mejbi noł?
Pozdrawiam słonecznie. Dzień zaczyna się o 22.
A były to dopiero schody.
Tak ,to był początek jego drogi.
W rękach trzymał ogromny bukiet kwiatów. Mimo jego ciężkości ,jego ręce wciąż trzęsły się jak galarety.
Kto by pomyślał? On? Matthew Anderson? Trzęsie się jak galareta?
-Dasz radę-powiedział sobie w myślach.-To tylko oświadczyny. -jego ręka niepewnie powędrowała w kierunku dzwonka. Delikatnie go wcisnął ,poprawiając w tym samym czasie krawat. Czuł ,że go ściska. W tym momencie był dla niego jak sznur ,na którym zaraz zwiśnie i uleci z niego ostatni oddech.
Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Miał ochotę uciec.
-O ,witaj Matthew.-powitał go starszy pan w okularach.-Co Cię tu sprowadza ,w nasze skromne progi?
Skromne progi? Ten dom wyglądał ,jakby był wysadzany samymi kryształami ,a do tego najdroższym marmurem.
Jednym ,prostym gestem zaprosił go do środka. Matthew ustał na korytarzu ,od którego odchodziły wielkie,białe schody na drugie piętro. To był niemalże zamek!
-Jess-krzyknął-Matthew do Ciebie-puścił oczko przyjmującemu.
-Dzień Dobry Matthew-usłyszał za sobą. Zobaczył jej matkę. Ubrana była w niebieska sukienkę do kolan i duży ,biały kapelusz. Przy nich ,czuł się jakby wszedł do pałacu Królewskiego samej Królowej Elżbiety. A był w Los Angeles.
-Dzień Dobry ,pani Milagros.-uśmiechnął się do niej szczerze.
Wiedzieli o wszystkim. O oświadczynach. Tylko Jessica nic nie wiedziała. Przecież nie mogła nic wiedzieć.
Ujrzał ją ,schodzącą po schodach. Jej blond ,falowane włosy podskakiwały ,a czarna sukienka przepasana różowym paskiem wyglądała idealnie.
-Matthew ,skąd te kwiaty-zaśmiała się do chłopaka.
Uklęknął na jedno kolano i wymawiał oczywiste słowa.
-Jessico Maretti-zaczął-Wyjdziesz za mnie.
-Oh ,Matthew...-spojrzała w jego oczy. Jak zawsze szczęśliwe i wypełnione ciepłą energią*-Jesteś...wspaniały. Ale...ja nie mogę. -dokończyła ,a jego świat się zawalił.
Dzisiaj jest tu. To tylko wspomnienie towarzyszące mu w każdej możliwej chwili życia.
Na Krakowskiej hali przygotowuje się do rozegrania pierwszego seta. Na jego twarzy jak zawsze maluje się skupienie ,a oczy przepełnione są nienawiścią. Tak jak serce.
____________
*Hehhe, jest taka?
To tak spontanicznie ,przyszło mi w nocy (dosłownie ,o 3 wymyśliłam) i tak oto zostało spełnione.
Spokojnie ,będzie zły Matthew ,będzie. Or mejbi noł?
Pozdrawiam słonecznie. Dzień zaczyna się o 22.
Subskrybuj:
Posty (Atom)